Opublikowano 85 komentarzy

Kiedy chce, jak chce i ile chce.

2 niedziela wielkanocna, czyli Miłosierdzia Bożego; Dz 5,12-16; Ps 118,1.4.13-14.22.24; Ap 1,9-11a.12-13.17-19; J 20,29; J 20,19-31; Winnica 03 kwietnia 2016 roku.

“Bóg po to człowieka stworzył na tym świecie, aby człowiek Boga szukał, poznał, żeby Go ukochał i z Nim się zjednoczył przez miłość.”

Mamy zatem zadane: szukać, poznawać i ukochać. Kluczowe jest w tym poznanie. Szukamy dla poznania. Gdy poznajemy to rodzi się miłość. I odwrotnie – gdy nie poznajemy to na miłość tracimy jakiekolwiek szanse.

Przypatrzmy się postaci, która znalazł Jezusa i poznała go. Przypatrzmy się postaci Jana Apostoła.

Janowi przypisywane jest autorstwo Ewangelii, trzech listów i Apokalipsy.

Według tradycji uważany był za najmłodszego z apostołów. Gdy widzimy obrazy przedstawiające ostatnią wieczerzę, choćby w naszym kościele, to łatwo możemy wskazać, która z postaci to Jan. Gdy wszystkim apostołom i samemu Jezusowi maluje się brody, Jana pozostawia się bez brody, by jasno oddać jego młodzieńczy wiek.

Maluje się go także w najbliższym sąsiedztwie Jezusa, by dostosować się do świadectwa Ewangelii: “Jeden z uczniów Jego – ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi.” (J 13,23)

Jest to fragment Ewangelii Jana. To ciekawe, że takiego właśnie określenia “uczeń, którego Jezus miłował” używa Jan na określenie samego siebie.

Wszystko to świadczy o bliskości. Jan był blisko Jezusa i bliski Jezusowi.

Był też tym, który okazał się najwierniejszy. Gdy wszyscy uczniowie uciekli, gdy Piotr się zaparł, to Jan został. Jako jedyny z uczniów stał pod krzyżem. Jemu Jezus zlecił opiekę nad Maryją jednocześnie prosząc Maryję, by Janowi matkowała.

Wszystko to jeszcze bardziej świadczy o bliskości. Jan był blisko Jezusa i bliski Jezusowi.

Dlaczego pokazuję tę bliskość?

Chcę pokazać rzecz ciekawą. Oto w Apokalipsie Jan ma wizję w której widzi i spotyka Jezusa. Spotyka tego, które dobrze zna. Z którym chodził jako uczeń trzy lata. Spotkał Jezusa, który tego Jana szczególnie umiłował, któremu pozwalał spoczywać na swojej piersi.

I co się dzieje?

Jan pada u stóp Jezusa jak martwy. Biblia mówi: “Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy.” (Ap 1,17)

Co się dzieje? Dlaczego?

Na pewno Jan znał Jezusa. Znał go zapewne lepiej i bliżej niż inni. I co z tego, skoro nie znał Go do końca, skoro nie znał całej prawdy.

Gdy Jezus objawia Janowi większą cząstkę swojej prawdy, gdy odkrywa bardziej swoją boskość, ten jest powalony – prawda ścina go z nóg. Gdy poznaje tę cząstkę prawdy to tak jakby niczego o Jezusie wcześniej nie wiedział.

Co z tego dla nas wynika?

Dwie prawdy.

Bądźmy pokorni w poznawaniu Jezusa. Jeśli już coś wiesz, to ciesz się, ale zachowaj świadomość, że jest to tylko malutka cząsteczka prawdy o Nim.

Tej prawdy nigdy nie wyczerpiesz. Nie ta głowa, nie te serce, nie ten rozmiar.

Największy teolog Kościoła – św. Tomasz z Akwinu – nieprzeciętna umysłowość i autor wielu dzieł o Bogu, gdy pod koniec życia Bóg dał mu się bliżej poznać to Tomasz powiedział, że wszystko co napisał to słoma.

Druga prawda to zrozumienie jak naprawdę poznajemy Boga. Ważny jest tu nasz wysiłek i praca. Jednak to Bóg sam objawia się człowiekowi i daje mu się poznać – kiedy chce, jak chce i ile chce.

Dlatego najważniejszą modlitwą chrześcijanina jest wołanie: “Daj mi się poznać, Boże. Objaw mi siebie.”

Miejmy tego świadomość choćby w czasie czytania Biblii. To nie jest tak, że w tej Biblii leży jakaś tam prawda, którą trzeba wyczytać i przyjąć.

To raczej ten sam Duch Święty, pod którego natchnieniem powstawały Księgi Pisma Świętego, tchnie i dzisiaj na tych, którzy czytają Biblię, by doznali objawienia. Nie litera, ale Duch.

Daje temu świadectwo sama Biblia w zakończeniu Ewangelii Łukasza: “Wtedy [Jezus] oświecił ich [apostołów] umysły, aby rozumieli Pisma.” (Łk 24,45)

Wcześniej były Pisma i byli apostołowie, którzy je czytali, i była zapewne ich gorliwość w czytaniu, ale nie przychodziło zrozumienie.

Zrozumienie przyszło wtedy, kiedy Jezus ich oświecił.

Dokładnie można to odnieść do naszego życia. Jest Biblia i jesteś ty, i jest twoja gorliwość w czytaniu. To jednak nic nie da, jeśli nie przyjdzie z góry natchnienie.

Dlatego proś pokornie o to natchnienie, wołaj do Boga i módl się o nie.

To Bóg się daje poznać. Kiedy chce, jak chce i ile chce.

Pamiętaj jednak, że On chce, byś go poznał. Gdy będziesz szukał – pozwoli się znaleźć.

Na dole są przyciski – na przykład do Facebooka.

Użyj ich!

Są też komentarze…

85 komentarzy do “Kiedy chce, jak chce i ile chce.

  1. Ja dziekuje Ksiedzu za wspaniale kazania, w mojej duszy dobrze sie ukaladaja takie jakie sa…. Maja swoja orginalnosc w kazdym jest “to cos”… a spokojny glos jest wspanialym uzupelnieniem do zamyslu, np. jak wygladal Jezus ze Jan “upadł jak martwy” – czy pragnienie takiego Jezusa moze sie wyzwolic w innym scenariuszu?

    1. Jasne. Może

  2. Do Księdza Zbigniewa i do Stanisława.
    Szanowni Panowie, pomyślałam sobie, a może by tak zaryzykować eksperyment. Stanisław ma pomysły, które Ksiądz ocenia jako cenne. Ma też zapał, motywację i nie jest mu wszystko jedno. A co, gdyby Panowie umówili się – poza forum (Ksiądz Zbyszek ma dostęp do maila Stanisława), aby przygotować razem jakieś Kazanie. Ale tak, abyśmy nie wiedzieli które. A może rzeczywiście wyszłoby z takiej synergii coś wspaniałego?
    Ja osobiście mam Kapłana, który potrafi czasami prosić nawet o krótkie teksty do swoich Kazań. Nie tekst Kazania, ale takie wstawki. Opisanie jakiejś historyjki z własnego życia, króciutkie świadectwo. To naprawdę daje często fajne efekty. Więc może i współpraca Panów dałaby coś wspaniałego?
    Gdyby pytanie było nie na miejscu, powiem jak polityk – ja tylko pytam 🙂

    1. Dorota, Ty jesteś bardziej zakręcona niż myślałem! : )) No szacun.pl po prostu

      Serdeczne pozdrówki

    2. Ale myślę, że dla wiekszości powyższych rozmówców najważniejszy jest Nadawca. Mają do niego zaufanie, i dla nich Jego przekaz, Księdza Proboszcza, ma jeszcze inny wymiar. Więc taki eksperyment mógłby przynieść więcej szkody niż pożytku: tropiąc “obce wpływy”, stracili by zaufanie do swojego pasterza i zapewne część uwagi, jaką jego kazaniom poświęcają.
      Proponuję uszanować tę relację : )

  3. Zastanawiające ,, bądźmy pokorni w poznawaniu Jezusa”. Co to znaczy? Jak można poznać Jezusa?. Myślę, że to jest pytanie dla mnie. Chyba najpierw muszę poznać samą siebie i tu rola Ducha Świętego by pozwolił mi zobaczyć siebie, ze swoimi słabościami, ułomnościami i grzechami. inaczej nigdy nie będę mogła nawet próbować poznać Boga. Dzięki księże

    1. Proponuję uprościć problem; samo-poznanie to zadanie na całe życie “a może i dłużej” (to …Smoleń : ). Najpierw poznanie “historyczno – jakieś tam” czyli czego mogę się dowiedzieć o samym Jezusie z Nowego Testamentu, w pierwszym rzędzie Ewangelie i komentarze (!) do tychże (Hieronim, Orygenes najpierw). Dzieje Apostolskie i Listy. Plus modlitwa (“Jezu, wyjdź mi naprzeciw, proszę”). Przy studiowaniu Ewangelii cały czas świadomość, że czytam nie o “postaci historyczno-mitycznej” ale ŻYWEJ, która Jest – dziś, teraz, blisko mnie. Trochę porozciągaj intelekt/wyobraźnię: Bóg jest Duchem, czyli Nie materią, więc nie jest ograniczony przestrzenią (90% ludzi utożsamia ducha z rodzajem gazu, a gaz jak wiadomo ma swoją objętość w przestrzeni…). Ani czasem… To karkołomne dla naszej wyobraźni, która tu pracuje na “maksymalnym obciążeniu procesorów”. Ale Bóg tak skonstruował naszą naturę (duszę, psychikę intelekt – jak Ci pasuje), że jest zdolna go w pewnym stopniu poznać; On się “pozwala” poznać, pragnie, byśmy Go poznawali – mało tego, to poznawanie Boga jest w rzeczywistości jedyną rzeczą, która jest w stanie zaspokoić nasze pragnienia – czyli dać nam szczęście. Wiem, że to BRZMI trywialnie, ale pochodź z tym, posiedź, pojeźdź, pomyśl przed snem (polecam lekturę O. Badeniego, który opisywał swoje spotkania z Bogiem pod prysznicem czy przy goleniu : ).
      Pax tecum : )

  4. Moim zdaniem jako Katolicy mamy do przekazanie i “podziału” skarby najcenniejsze na świecie i naszym obowiązkiem jest umieć to “sprzedać” – a to znaczy zarazić ludzi swoją wiarą. I to nie na modłę muzułmańską ale w najlepiej pojetym interesie drugiego czlowieka. Czym go chcemy zarazic – swoim malkontenctwem i hipokryzją. Dla wiekszosci z nas obszar wiary konczy sie na murach koscioła, reszta to “życie”, a w kosciele to nasze klubowe mity, piekne, ale mity. Wiem po sobie i swojej rodzinie. Jak czyms takim kogos zarazic? Nie nalezy, bo i on stanie sie “burkiem – paciorkowcem”. A przecierz ewangelizacja to obowiazek wszystkich

  5. Ojjj, pomyłka, 20.45

  6. Kochani, przede wszystkiem, więcej uśmiechu i luzu, Pan Bóg jest uśmiechnięty i ma poczucie humoru,

    A tak z innej beczki to ruszają ćwierćfinały LM, 19.45, Barcelon- Atletico i Bayern – Benfica,

    Pozdrawiam.

  7. Mnie księdza kazania powalają. Nie zawsze ich słucham, częściej czytam, ale są najbardziej łopatologicznym wyjaśnieniem Słowa z niedzielnych czytań. Myślę, że to i tak prosty i zbyt łagodny język, ale ważne jest aby docierał do ludzi. Nie lubię wprowadzania poezji czy innej tematyki do kazań lub języka typowo teologicznego, bo właśnie ten jest mniej zrozumiały.
    Bardziej gustuję w kazaniach twardych, podniesionych, gdzie kapłan korzysta z naprawdę mocnych i dosadnych określeń, aby grzesznika obudzić z tego grzesznego snu, skruszyć tą pychę, która siedzi w człowieku i nie pozwala na przyjmowanie słowa. Niestety takie dosadne i mocne nauki są najczęściej głoszone podczas rekolekcji lub misji, dlatego jest ich nie wiele i rzadko są głoszone.

    Kazania ks. Zbigniewa są wspaniałe, bo także potrafią otwierać oczy na to co naprawdę jest ważne. Trzeba dokładnie słuchać lub przeczytać sobie kazanie na blogu kilka razy. Ja po wydrukowaniu tekstu kazań czytałem je kilka razy a im więcej czytałem tym jeszcze bardziej to kazanie stawało się dla mnie rewelacyjne. To jest źródło życia.

    1. Savonarole polecam. Jestem przekonany, że się polubicie

  8. Szanowny Księże Proboszczu Zbigniewie

    Myślę, że teraz będzie miał Ksiądz jakiś pożytek z tego bloga. Cóż to za mecz, kiedy wszyscy “grają do jednej bramki”? A ksiądz siada w piątkowy wieczór i odczuwa dojmującą samotność, bo co Księdzu z tych pochwał i tego kadzidła: nie ma na czym oprzeć stopy.
    Więc podzieliłem się tym, co mam. Ksiądz to przetrawi i być może na coś się to Księdzu przyda, bo ma Ksiądz pokorę, absolutnie unikalną cnotę. Skąd o tym wiem, skoro Księdza nie znam osobiście? Z tego blogu. Chyba, że jest to forma psychicznego ekshibicjonizmu, ale niektóre fakty temu przeczą.

    Serdecznie pozdrawiam

    Stanisław Szydło

  9. A ja króciutko,żyj 100 lat drogi Księże Zbigniewie w dobrym zdrowiu psychicznym i fizycznym i głoś swoje mądre homilie po ,których mam 100 razy więcej do kochania.Serdecznie pozdrawiam
    Anna

  10. Czytania

    Problem “siostrzany”; Liturgia Słowa.
    I nieprzygotowani lektorzy, nieraz brzdące “z łapanki”, ledwo wyzierające zza ambonki.
    Czytają “Ja, Jan, ujrzałem” i dukają o “wielkiej bestii”, o której nie mają pojęcia – do ludzi, dla których jest to jedyne (raz w tygodniu) spotkanie ze Słowem.
    Jedyne spotkanie ze Słowem: nieprzygotowany lektor – nieprzygotowany słuchacz.
    Który teraz ma “Żyć Słowem”
    A homilia o czymś zupełnie innym.
    Duch święty? Uwielbiam i kocham Ducha świętego najbardziej na świecie – tak go kocham, że wszystko, co mi zleci, staram się robić jak najlepiej.
    “Duchu św. dałeś mi tyle, że pozwól mi choć trochę dla Ciebie popracować!”
    I “po garach”!..
    Wiecie, jakim odkryciem dla mnie było (w wieku 23 lat) zrozumienie, że “Ucho igielne” to brama w Jerozolimie, tak mała, że z wielbłąda trzeba zdjąć cały ładunek, żeby przez nią przeszedł. A nie ucho od igły do szycia! A oświecił mnie ksiądz-przyjaciel-Biblista. Zaraził mnie Pismem św i tłumaczył, dlaczego hebrajski – semicki język spółgłoskowy, którego wieloznaczność można porównać do wielowymiarowości.
    Z homilii się nie dowiedziałem.
    Nieprzygotowany lektor – nieprzygotowany słuchacz (biblistą nie jest). I brak komentarza.
    “A bogaty do nieba nie wejdzie, bo tak jest napisane…”

    1. Anegdotka. Uwielbiam czytać w Kościele. Czytałam mowę Salomona na otwarcie świątyni. Przygotowując się przeczytałam i wyobraziłam sobie, jak stoi przed ludem, bez mikrofonów, przejęty do głębi … Gdy czytałam w pewnej chwili podniosłam głos.
      Po Mszy koleżanki powiedziały. Dobrze czytałaś, wyraźnie, ale dlaczego w pewnej chwili zaczęłaś prawie krzyczeć? Zrobiło mi się smutno i odpowiedziałam tylko „To nie ja, to Salomon krzyczał”. I byłoby mi smutno dalej, gdyby nie uśmiech Proboszcza i podniesiony w górę kciuk 

      1. Uważam, że zrobiłaś świetną robotę!
        Problem znam, byłem przez 12 lat lektorem i wiem, czego nas uczyli na różnego rodzaju kursach.
        Po 10 latach pracy w radiu miałbym ochotę wszystkich tych “trenerów” i “liturgistów” zaskarżyć. Uważam, że należy tak czytać, by maksymalnie ułatwić zrozumienie tekstu słuchaczom (wyjątkiem są msze szczególnie uroczyste, gdzie dla podkreślenia czci dla Słowa Bożego jest ono śpiewane). Nie – szokować (no bo to przeszkadza, nie pomaga), ale pomagać. Jako muzyk jestem uczulony na akcent wyrazowy i frazowanie, a jako były radiowiec – na interpunkcję. I niekiedy mam ochotę wyjść, by mieć coś z mszy (gdzie indziej). Wiem, że to nienormalne, nadwrażliwość, więc potem dyskretnie pytam to i tam. Niestety, różnica jest taka, że im się nie podobało, ale nie wiedzą dlaczego, a ja wiem.

        1. Tylko, że to było ostatnie czytanie w tamtej Wspólnocie. Zdecydowano, że tekst ma być czytany bez interpretacji. (Mam taką osobistą teorię, że chodziło o to, że Liderka poczuła się zniesmaczona moją odpowiedzią, bo jej nie zrozumiała). Ale na szczęście w międzyczasie skończyłam Katechezy do innej, małej Wspólnoty, która jest skrojona “dla mnie”. Tu wręcz oczekuje się ode mnie i od wszystkich, że będziemy czytając interpretować, że będziemy rozumieć, mówić, pytać i dyskutować. Na dodatek – uwaga dla miłośnika muzyki – jak kantor pieśń o radości zaintonuje, to serce mi podskakuje z radości.
          Generalnie, ale to inny temat, zauważyłam coś takiego, jak “skostnienie liturgiczne” wśród stojących najbliżej Ołtarza. To oni często oczekują, aby Msza była stonowana, zawsze na jedno kopyto i czasami nijaka. Księża niestety muszą ich również uwzględniać. I nie dlatego, że unikają dyskusji lub się boją, ale dlatego, że ci ludzie na dyskusję są zamknięci. A to niestety też są Dzieci Boże, ich też trzeba uwzględnić. A oni nie słuchają muzyki o której pisałeś, nie interesują ich wielcy naukowcy, kompozytorzy, pisarze, ani wytłumaczenie symboli Biblijnych. I często są niezadowoleni, gdy Ksiądz zbyt dużo od siebie dodaje, bo nie rozumieją. Dlatego tak bardzo jestem fanem blogów Księży, konferencji, wykładów i odczytów. Tu Księży nie obowiązują zasady “stonowania”. Tu często można nawet zadawać pytania. Ale często niestety na tych wykładach jestem jedną z kilku samotnie siedzących osób.
          Natomiast na Mszach, których głównym celem jest sprawowanie Eucharystii lubię ten rodzaj niedosytu mowy Księdza … który jednym wyda się niedopowiedzeniem, a dla innych będzie “poprawną, stonowaną” wypowiedzią. Takie jest moje zdanie.

          1. “Księża niestety muszą ich również uwzględniać. I nie dlatego, że unikają dyskusji lub się boją, ale dlatego, że ci ludzie na dyskusję są zamknięci. A to niestety też są Dzieci Boże, ich też trzeba uwzględnić”

            Ja tutaj jestem zwolennikiem “po-bandyzmu” : byłem przez lata animatorem muzycznym i przygotowanie bogatej i żywej liturgii było dla mnie zawsze najważniejsze. Czytania, śpiewy, modlitwa wiernych (ale komentarzy do czytań byłem przeciwnikiem: to rola księdza nie nas, uważałem) muzyka, harmonia – na maxa; jeśli komuś to przeszkadza, to mam problem – ja do takich nigdy nie miałem zamiaru “równać”. “Bądźcie albo zimni, albo gorący…”

  11. Chcąc jakoś przetrawić całą dyskusję to potrzeba na to trochę czasu, tym bardziej aby zrozumieć o co chodzi niektórym dyskutantom. Tak więc pobieżnie mogę stwierdzić, że niektórzy ludzie (nie mówię tu o tych piszących tutaj tylko, lecz ogólnie) myślą o tym, aby Kościół i księża byli bardziej nowocześni i bardziej opierali się na tym co obecnie jest modne, bardziej medialne: sposób przekazywania treści, obrazu, zachowania, otwartość na nowoczesne formy techniki itp, itd.
    Kościół przez ostatnie kilkanaście lat swojej działalności poszedł tak daleko ku tej całej nowoczesności, że nie wiem czy to bardziej nie szkodzi temu tradycyjnemu wizerunkowi Kościoła.

    Myślę, że księża sami doskonale wiedzą jak maja głosić kazania, homilie i wcale nie muszą kierować się jakimiś medialnymi formami przekazu. To jak odbieramy kazania jest chyba bardziej zależne od nas – z jakim zamiarem i nastawieniem przychodzimy do Kościoła, także od naszego osobistego stosunku do innych, także księży. Każdy ma swój sposób mówienia i stara się przekazywać kazania, homilie tak jak potrafi i to trzeba uszanować. Nie każdy jest jakimś wyjątkowym mówcą, kaznodzieją. Przychodzimy do Kościoła aby słuchać Słowa i kazania – jako wyjaśnienia Słowa Bożego.

    Kazanie powinno zawierać wyjaśnienie czytanego Słowa odnosząc się jednocześnie do naszego codziennego życia a więc połączenie wyjaśnienia Słów Boga z odniesieniem do rzeczywistości czyli życia człowieka współczesnego.

    Czytając kazania ks. Zbigniewa nie mam żadnych wątpliwości, że zawierają one dokładnie taką formę przekazu: doskonałe wyjaśnienie Słowa z doskonałym odniesieniem do życia ludzi, do różnych problemów związanych z naszą wiarą.

    Jeśli ktoś usypia przy tych kazaniach to może warto wcześniej się dobrze wyspać a potem ich posłuchać lub przeczytać. I oby jak najwięcej było takich kazań i takich księży, którzy tak dobitnie i w prosty, jasny sposób potrafią wyjaśniać Słowo Boga i ukazywać nam zaciemniałym wiernym nasze problemy z wiarą i niewłaściwym lub nie zrozumiałym stosunkiem do Boga oraz bliźnich, do tego co święte.

    Naprawdę: módlcie się o jeszcze większą liczbę takich księży, bo tacy księża jak ks. Zbigniew to ogromny skarb dla wiernych, dla parafii i dla Kościoła.

    KAZANIA SĄ MEGA SUPER. TAK TRZYMAĆ I NIC NIE ZMIENIAĆ.

    Kościół to nie nowoczesność, to nie nowe trendy, to WIELOWIEKOWA TRADYCJA, której nie można sobie zmieniać pod kątem nowoczesnych trendów. bo tak się nowoczesnym ludziom podoba. To my jako wierni musimy się podporządkować tej WIELOWIEKOWEJ TRADYCJI I USZANOWAĆ TO CO PRZEZ LATA A NAWET WIEKI BYŁO PIELĘGNOWANE.

    Możemy zmieniać samochody, mieszkania, ale nie Kościół, bo On jest ŚWIĄTYNIĄ BOGA.

    1. Drogi Sławomirze,

      Nie chodzi o podążanie za modą by “być na czasie”. Chodzi o przemawianie do człowieka językiem dla niego najbardziej zrozumiałym. Czy mówiąc do Niemca, mówisz po francusku? Czy mówiąc do pacjenta używasz specjalistycznego żargonu, błyszczącego łaciną (nie podwórkową!)? Czy wygłaszasz odczyt do studentów, używając staropolszczyzny Reja? Dlaczego nie? Bo nie chodzi o to, by wygłosić efektowny odczyt i zainkasować honorarium, ale by słuchacz ZROZUMIAŁ I ZAPAMIĘTAŁ przekaz. I po to jest m.in. hermeneutyka biblijna i homiletyka: by tłumaczyć z języka archaicznego na ZROZUMIAŁY. Gdyby przyjąć Twój sposób myślenia, nie powstawałyby nowe przekłady Pisma Św! Ponieważ język Wujka nie jest już zrozumiały dla dzisiejszego człowieka, pełnego “niekompatybilnych z dżipiesem okejów i łałów”. Konsekwencja wymaga, by także komentować i przekazywać Słowo w SPOSÓB ZROZUMIAŁY.
      No bo jeśli nie, to po co duchowieństwu komórki? Niepotrzebna ekstrawagancja, nie? Albo filmy religijne – wystarczy jak ksiądz coś powie na kazaniu; dawniej filmów nie było i Kościół istniał, to i teraz bez filmów istniał będzie.
      I ten Postęp Techniczny – to dzieło szatana czy też dar Boży i przedłużenie błogosławieństwa “czyńcie sobie ziemię poddaną”?
      Ja to tak widzę: Pan Bóg daje nam dary coraz doskonalsze, a my mu na to: Apage, satanas!
      Nieźle

      1. Jeśli mowa o zrozumiałym języku kazania to ks.Zbigniew czyni to w sposób wręcz łopatologiczny.
        Tylko wcześniej wspominano o tym, że przy kazaniu księdza osoba usypiała a takie działanie nie wiele ma wspólnego z prostotą języka. Także dostosowywanie się księdza do metod bardziej nowoczesnych też nie jest potrzebne. Oczywiście język przekazu jest ważny, ale nie każdy też potrafi we właściwy dla nas sposób kazania głosić. Ksiądz czyni to tak jak potrafi, ale gdy nie czyni to tak jakbyśmy tego oczekiwali nie ma chyba też oznaczać, że na księdza się nie nadaje bo nie daje rady sprostać oczekiwaniom wiernych co do głoszenia kazań?

        Zawsze będą księża którzy potrafią dobrze lub we właściwy dla nas sposób głosić kazania i zawsze będą kazania, które będą bardziej nam się podobały od innych. Po prostu trzeba uszanować tych, którzy głoszą kazania tak jak potrafią – może nie rewelacyjnie, może nie zawsze zrozumiale, ale to jest ich sposób głoszenia kazania. Kochajmy księży takimi jakimi są i za to że w ogóle są. W innych krajach na świecie są prześladowani, nie ma szans na wspaniałe uczty Eucharystyczne tak jak u nas. Możemy karmić się Słowem na każdej mszy. A jak nie zawsze zrozumiemy Słowa Bożego także po przez kazanie to możemy skorzystać z kazań w sieci – może znajdziemy homilie, które w jasny i prosty sposób wyjaśnią nam określone czytania mszalne.
        I tutaj pomoc nowoczesności może się przydać. W internecie wiele jest kazań – kazań wielu bardzo dobrych kaznodziejów, księży, którzy naprawdę czynią to rewelacyjnie. Takim księdzem jest też ksiądz Zbigniew – BEZ WĄTPIENIA.

  12. Nie mogę się zgodzić z p. Stanisławem!
    Kazanie to nie film sensacyjny. Ono ma być proste, ale przekazać tyle treści, poruszyć tyle strun w człowieku, aby potem nie dawało spokoju, aby chciało się do niego wrócić, pomyśleć jeszcze raz, i jeszcze raz…. Nie znoszę “dopracowanych” przez ekipy od wizerunku fimów, na ogół ich nie oglądam lub wyłączam po kilku minutach. Co po nich pozostaje? Pustka, absolutna pustka….. a mnie nie stać na takie marnotrawienie czasu!
    Kazanie to całkiem inna jakość niż obraz pokazywany na ekranie. I nie musi w nim być budowane napięcie w sztuczny sposób. Ono powinno się budować w sposób naturalny po wysłuchaniu / przeczytaniu kazania! Słyszałam kazania składające się z kilku (nawet 2-óch zdań). I to one najgłębiej zapadały mi w serce!
    Kazania ks. Zbigniewa spełniają wszystkie warunki, jakich oczekuję i dlatego nie mogę się doczekać na kolejne. Szczególnie własnie dotknęło mnie ostatnie kazanie “Kiedy chce, jak chce, ile chce”. Wspaniałe! Myślałam o tym wszystkim i myślałam, nawet zdążyłam do niego wrócić, zanim zostałam poproszona o włączenie się do dyskusji. :))
    Doceniam skromność ks. Zbigniewa, ale proszę, aby ksiądz był świadomy siły swojego przekazu. Jest ogromna!
    Otaczam księdza moją modlitwą i będę prosiła o wytrwałość, zdrowie i wszelkie łaski.

    1. „Nie znoszę „dopracowanych” przez ekipy od wizerunku fimów, na ogół ich nie oglądam lub wyłączam po kilku minutach. Co po nich pozostaje? Pustka, absolutna pustka….. a mnie nie stać na takie marnotrawienie czasu!”

      Widziała Pani, Pani Danusiu, film „Misja” z muzyką Enio Morricone? Podobała się Pani muzyka? Mnie wbiła w ziemię, doznałem niemal wstrząsu w kinie (pozytywnego) i pomyślałem: Boże, jaki Ty musisz być piękny skoro tworzysz takie cuda już tu na ziemi.
      Nie zapomnę tego filmu do końca życia.
      Przesłanie tego filmu jest też piękne. Ale teraz proszę wyrzucić “dopracowaną” muzykę Morricone i zagrać do filmu, np na gitarce: jest różnica?..
      A może ten film też uważa Pani za stratę czasu? Albo „Gladiatora”, z genialną muzyką Hansa Zimmera – też strata czasu? Fajne kostiumy gladiatorów? Perfekcyjna praca scenografów i charakteryzatorów, czyż nie?
      Pani nie lubi „dopracowanych” filmów?
      Chyba czegoś nie zrozumiałem

  13. Tak czy siak, ks. ZPM jest konkretnym gościem, oby więcej takich ludków, i oby do jeszcze większego grona odbiorców takie treści docierały, ks. ZPM znam od niedawna, i świetnie działa, idzie do przodu z pokorą i odwagą i czy zimno czy ciepło, i w ogóle,

    Pozdrowienia.

  14. Stasiu! Twoje mądrości ludowe są mądrzejsze! I masz absolutną rację we wszystkim co mówisz! I wogóle przepraszam, że pozwoliłem sobie zabrać głos!
    Mam jednak jeszcze parę wątpliwości. Proszę wyjaśnij mi je.
    1. Czy zaczynanie wypowiedzi “To kazanie jest dla mnie usypiające – z 2 głównych powodów” jest zgodne z tą psychologią, którą Bóg stworzył? Czy może jest zabiciem człowieka?
    2. Twój pracodawca zwrócił, z tego co piszesz, uwagę na to samo co ja (i chyba nie tylko jeżeli dobrze rozumiem inne wypowiedzi) – sposób zwracania uwagi jest ważny! Nie tylko sposób głoszenia Słowa Bożego! Jest takie chińskie powiedzenie: Jak ci ktoś powie, że jesteś osłem to go olej, ale jak 10 osób ci to powie to idź i kup sobie siodło. Ja wiem, że to następna mądrość ludowa, z niecierpliwością czakam na kontr-mądrość.
    3. Bóg stwórca całego człowieka (a nie tylko jego jednej płaszczyzny – psychiki) natchnął ludzi, aby pisali. Niektóre kawałki tego piśmiennictwa zostały zebrane w jedną książkę i ludzie nazwali to Pismem Świętym. Problem polega na tym, że pisało tę Książkę wiele ludzi. Jedni to artyści, poeci – te kawałki czyta się z przyjemnością. Są jednak i takie, które są przypisywane analfabetom i ludziom prostym. Te kawałki są napisane stylem beznadziejnym. Ciężko przejść przez te sorry “bazgroły” (mówię o oryginale). Ciągle jednak jest to Słowo Boże! W końcu pytanie. Jeżeli Bóg wiedział (bo przecież On nas tak stworzył), że do przyjęcia Słowa potrzebne jest nam podejście psychologiczne to czemu nie natchnął pisarzy lepiej?
    Pozdrawiam i Błogosławię

    1. Dziekuję : )

      Zabić Księdza Proboszcza mógłby ten zwrot w przypadku braku pokory z Jego strony, a tej, o czy świadczy sam ten blog – mu nie brakuje.
      Zwrotu użyłem dla zwiększenia kontrastu – zerknąłem na stronę, czytam i czuję unoszący się z wolna słodki zapach kadzidła. Chciałem wyjść (pomyślałem: “kolejny Mistrz ze swoim dworem”), bo miałem inne zdanie (uprzednio przeczytałem całe kazanie); po co burzyć “rytuał”. Ale w końcu postanowiłem włożyć kij w mrowisko, tym bardziej że to, o czym mówię, to nie jakieś moje “fazy choroby dwubiegunowej”, ale wnioski zweryfikowane przez rzeczywistość. Kiedy pracowałem w radiu, zauważyłem u siebie dar, z którego istnienia nie zdawałem sobie sprawy: “wyczulenie na styl”. To brzmi komicznie (nie jestem po filologii) i tak początkowo do tego podszedłem, ale swoje “myśli natrętne” zacząłem sprawdzać. I okazało się, że to działa w 100%. I wcale nie było mi łatwo uznanym autorytetom proponować poprawki ich prac. Było to dla mnie bardzo krępujące. Ale po jakimś czasie wszyscy nabrali do mnie zaufania i za pomoc byli nawet wdzięczni. Ja miałem do tego “daru” stosunek oziębły (“Ty Panie to masz pomysły…”). Bo to niezbyt komfortowe – błędy słyszę wszędzie, czyli nie da się tego wyłączyć. Kwestia, co z tym zrobię

      1. Stanie nie wychodź 🙂 Ja uważam, że to bardzo wartościowe, ze piszesz co myślisz.

        1. Jak miło…
          Niespodzianka szokowo – odłamkowa.
          Dziękuję.

          Ksiądz Proboszcz ma dobre serce i sporą odwagę/pokorę a ja niekiedy niepohamowaną gębę, ale mnie to męczy od lat. Kiedyś, w Ełku na mszy dla dzieci usłyszałem księdza (chyba z jakiegoś zgromadzenia), który w kilkanaście minut mówił kazania w sposób dla mnie genialny: z otwartymi niemal ustami słuchali WSZYSCY, dzieci i rodzice. Zdałem sobie sprawę, że jego słowo płynie prosto do mojego serca. Do dziś majaczy mi się jego ogolona głowa z okularami i głos, w którym był rodzaj spokojnej acz zdecydowanej inteligencji połączonej z nienachalną dobrocią. Słów niewiele, ale dobrane z precyzją lasera. Chodziłem na te msze jak narkoman, by tylko trafić na jego kazanie.

          1. To wspaniałe trafić na Księdza, który mówi do naszego serca. Zazdroszczę i przytulam w sercu wszystkich Księży, których kiedykolwiek tak odebrałam. Tylko, że przekonałam się osobiście, że niekoniecznie osoby obok Ciebie to też tak odebrały. Nie mówię w sensie uznania, że “dobrze gada”, ale że do dna serca. A Księża muszą mówić do wszystkich i czasami my nie jesteśmy ich głównym targetem w tłumku w Kościele. No cóż takie życie. (Oczywiście wyłączamy Księży olewaków, którzy mówią, bo trzeba przestrzeń przez 15 minut dźwiękiem własnego głosu wypełnić, tu mamy pełną zgodę, są be!).
            A napisałam, że to co piszesz jest wartościowe, bo jest. Stawiasz tezę, uzasadniasz, masz własne zdanie i przemyślenia i umiesz je przedstawić. To ma wartość, na pewno dla Ks. Zbyszka, który chce poznać różne zdania, a nie tylko wysłuchać oklasków. I dla mnie też, bo warto wiedzieć co myślą i czują inni. Pozdrowienia 🙂

          2. Oczywiście!

            Wyrażam własną opinię, moją subiektywną: dlatego napisałem “to kazanie jest dla mnie usypiające”, a nie “to kazanie jest usypiające”. Dlatego jeśli ktoś mi pisze, że się ze mną nie zgadza, to logicznie rzecz biorąc jest to pełna egzotyka: “nie zgadzam się z tobą, że to kazanie jest dla ciebie usypiające”= “ono nie jest dla ciebie usypiające”= “wiem lepiej od ciebie, co czujesz”…
            I “Monty Phyton”..

  15. Przesłał Ksiądz jeszcze raz prośbę o opinię na temat sposobów wygłaszania Kazań, więc pozwalam sobie jeszcze raz trochę szerzej się wypowiedzieć.
    Ponieważ mamy w dyskusji wątek stosowania „medialnych” sposobów głoszenia, należy zadać pytanie czy Ewangelia jest „produktem”, który należy „dobrze” sprzedać, stosując zasady „medialne”? Czyli, czy słuchacz ma mieć „pozytywne” odczucia emocjonalne, które spowodują że będzie chciał dalej słuchać, skupiając się na własnej głębi uczuciowo-emocjonalnej, czy ma go przygotować do tego, co w Mszy najważniejsze, czyli Eucharystii.
    Oczywiście, w czasie Mszy dla obu stron – Kapłana i słuchających Go wiernych, nęcąca jest forma atrakcyjnej, trzymającej w napięciu wypowiedzi, po której długo nie można się otrząsnąć. Powstaje jednak kolejne pytanie, kto ma być tym, który skupi uwagę słuchacza – Ksiądz, czy Bóg?
    Byłam na kilku Kazaniach tak trzymających w napięciu, tak porywających, że dalszy ciąg Mszy prawie mi przeszkadzał … Doszłam zatem do wniosku, że taka forma głoszenia powinna być jednak stosowana na wykładach, odczytach i rekolekcjach. Jest potrzebna, nawet bardzo, ale nie w czasie Mszy.
    Kazanie – w moim przekonaniu, a jestem laikiem i może się mylę, to zasianie ziarenka do medytacji nad Eucharystią i sorry, wypowiedź Kapłana nie powinna być atrakcyjniejsza od istoty spotkania z Jezusem. Co oczywiście oznacza, że powinna być atrakcyjna, ale nie „odmiennie” od samej Eucharystii. A Eucharystia mówi o prawdach, o których dzisiejszy świat wolałby i stara się zapomnieć. Zatem powiedzieć je atrakcyjnie oznacza nomen omen „zakłamać”, nawet najpiękniejszymi porównaniami.
    Porównania, które mają zadziałać na wyobraźnię i „pogłębić” odbiór w moim przekonaniu mogą dla wielu spłaszczyć obraz. Bo dla jednego Einstein to geniusz fizyki, a dla drugiego Żyd, który wymyślił prawo, za które dostałem pałę w szkole. Dla jednego Mozart to wspaniały kompozytor, a dla drugiego autor nudnego plum plum. To nie jest moim zdaniem dobry pomysł.
    Oczywiście usłyszę argument, że Ksiądz powinien ściągać swoimi Kazaniami wiernych do Kościoła. To pozornie prawda, ale tylko pozornie, bo tylko częściowo dotyczy istoty rzeczy.
    Na dowód tego co piszę dam przykład Pierwszego Kapłana – Jezusa. Jezus nie stosował zasady ilość za wszelką cenę, nawet doprowadzając w pewnej chwili do ograniczenia liczby słuchaczy i uczniów. Ja powiedziałabym nawet, że Jezus poszedł po bandzie doprowadzając do zmniejszenia ilości słuchaczy drastycznie z tysięcy, do jak sądzę wliczając kobiety, których Żydzi nie mieli zwyczaju w liczeniu uwzględniać, do ok. trzydziestki.
    Jezus zamiast kontynuować karierę wędrownego celebryty, mówiącego ludziom to, co chcą usłyszeć i zgodnie z aktualnymi trendami „medialnymi”, powiedział stop. Nie uatrakcyjniał swoich wypowiedzi dla zwiększenia liczby słuchaczy i jest to dobry wzorzec.
    Nawet jeżeli Kościół będzie pełny usatysfakcjonowanych tym, że „Ksiądz na ambonie dał czadu” słuchaczy, to wcale nie znaczy, że ten Kościół będzie pełny wiernych.
    I jeszcze jedno. Dlaczego protestuję przeciwko stosowaniu zasad przekazu medialnego w Kazaniu? Przeciwko uatrakcyjnianiu, dramatyzowaniu, nadawaniu głębi według dzisiejszych zasad medialnych?
    Proszę zobaczyć, gdzie stosuje się te zasady. W dziennikach telewizyjnych. Tylko, że tam codziennie podaje się nowe treści i dostosowuje do słuchacza. Słowom nadaje się nowy sens. Wczoraj kłamca – to ten, co prawdy nie mówi, dzisiaj to synonim słowa – jesteś głupi. Więcej dziennikarze nawet w jakiś sposób „kreują” podawane informacje. Po czym spoglądają na słupki oglądalności i już wiedzą co i jak jutro powiedzieć. Który temat kontynuować, a który zarzucić, a który „wytworzyć”. Tu powiem tylko – chroń nas Boże przed takimi metodami głoszenia Słowa Bożego!
    Oczywiście Ksiądz powinien zadawać pytania wiernym, czy sposób przekazu jest dla nich jasny i ewentualnie go zmienić. Ale tylko tyle. Albo ktoś wie, co oznacza słowo Miłość, albo nie wie. I żadne popisy oratorskie Kapłana, które może na chwilę poruszą jakieś emocyjki tego nie zmienią. (Coś wiem na ten temat, bo zadałam wielu Kapłanom pytanie, czym jest miłość? Dostałam wiele różnych, mądrych i niemądrych odpowiedzi, a na koniec odpowiedź przyszła i tak z Góry).
    Ale, żeby nie było, że tylko czepiam się wypowiedzi Stana powiem, że jeżeli Kazanie Księdza poruszyło Go do tak głębokich przemyśleń, to plus dla Kazania i dla Stana! Ja po prostu już wiem, że piękne nie potrzebuje upiększeń, a Stan jeszcze ich szuka. Ale to bardzo dobrze, też kiedyś byłam na tym etapie.
    Dziś po prostu nie mam telewizji od kilku miesięcy i przestałam być uzależniona, (a byłam), od medialnego sposobu przekazywania informacji. I stało się tak, że z tamtych informacji już nic nie pamiętam, nie brakuje mi ich, a bardzo byłabym nieszczęśliwa, gdyby odebrać mi niedzielne, nawet najnudniejsze Kazanie.

  16. A propos wagi słów i celebracji liturgii, mój przyjaciel misjonarz mawia:
    “odprawiaj mszę tak, jakby właśnie na nią przyszedł ten niewierzący, który postanowił “sprawdzić, o co chodzi z tym Bogiem””.
    Jeśli to Twoja 6-ta msza, Pan Bóg o tym wie – poproś go o siłę. Ja też poproszę my też poprośmy! Nawet jak mnie denerwujesz i cię nie lubię, poproszę.
    Ale kiedy na mszy dla dzieci ksiądz duka monotonnie “sprawozdanie z posiedzenia Komisjii…”, to płoną we mnie “święte ognie”. No. nie wiem, czy święte, ale płoną.
    Tym bardziej, że kiedyś w poznańskim kościele oo. Pallotynów chodziłem partiami na mszę dla dzieci: mistrzostwo świata i wielki szacunek dla ojców. Jeśli był list pasterski, ksiądz wychodził z mikrofonem, jak zwykle, pomiędzy dzieci i streszczał im w kilku zdaniach treść listu. I dzieci nawet, zainteresowane, stawiały pytania! Słuchajcie, słuchajcie!
    Potrafię przytoczyć wiele podobnych sytuacji.
    Jeśli ktoś mi mówi, że “ja jestem tylko narzędziem, to Duch św działa” to przepraszam, ja tego nie kupuję. Pomijam fakt, że to oczywiście teologicznie prawda. Ale w większości przykrywka dla lenistwa (jestem bezczelny, sorry) “misiów”. którzy swoją “zawodową edukację” zakończyli na seminarium (if any…).
    Widzę to po naszym kościele: po latach posuchy (nie ma już żadnych grup młodzieżowych, oazy, dzieci Maryi) przyjechał wikary, któremu się chce. Liczba ministrantów w ciągu niecałych 2 lat się co najmniej potroiła! Ministranci, wyobraźcie sobie, stali się rodzajem exkluzywnego klubu, do którego ciągle są nowi chętni. W “dzisiejszych czasach”! Ministrant to obciach, świętoszek się znalazł, mamusia mu kazała! A tu masz!
    Jeżdżą na obozy wakacyjne zarówno jak na dni skupienia, na swoje święto (Tarzycjusza) musieli wynająć lokal, bo dom parafijalny okazał się za mały. Da się?
    Da się!
    Owoc? – na tegorocznym Triduum Paschalnym do kościoła nie dało się szpilki wetknąć! No po prostu nalot jakiś czy wysyp. Myślałem, że do innego kościoła trafiłem.
    Jego (wikarego) poprzednika nazwałem roboczo “zero kontaktu z publicznością”. 8-my bodaj rok kapłaństwa, wszystko z księgi, kartki, rzutnika. Wzrok na wiernych? – zapomnij. Jeździłem na msze do innego kościoła. Nie na moje nerwy po prostu.
    Pytanie: Duch św go “olał”? A może to ja zgrzeszyłem pychą?
    No to było nas wielu…

    Ergo uważam, że sprawowanie liturgii – “jakby to była moja praca dyplomowa przed Panem Bogiem”- jest absolutnym priorytetem. Dziś szczególnie.

    1. Piszesz Stanie o wikariuszach, którym się nie chce. W tym mogę tylko powiedzieć, że zgadzam się z Tobą w 100%. Rzeczywiście są tacy, którzy nie biorą pod uwagę, że Duchowi Świętemu trzeba też grunt przygotować. Ale w kontekście Ks. Zbyszka chyba nie mamy takich wątpliwości 🙂
      Podam małą anegdotkę – zdarzenie “ubogacenia” wypowiedzi, którego świadkiem byłam w ostatnie Święta. Byłam na Mszy w podwarszawskim kościele. Msza dla dorosłych, wikariusz – specjalista od prawa kanonicznego, niestety również zajmujący się parafialnymi dziećmi. Na koniec Mszy życzenia: „Życzę wam, aby Jezus Chrystus wam tak wszystko w życiu wywrócił do góry nogami, abyście go nie poznali i abyście byli szczęśliwi”. Piękne życzenia, niemalże błogosławieństwo pod warunkiem, że się wcześniej wysłuchało wykładów Pelana, ale … jak zobaczyłam kwadratowe oczy siedzących koło mnie znajomych – chodzących na niedzielne Msze parafian, to trudno mi było nie roześmiać się w głos. A potem musiałam im przy jajeczku głębię tej wypowiedzi tłumaczyć 🙂

      1. : ))

        Pan Bóg jest ponoć prosty, jak muzyka Mozarta
        I równie (choć nieskończenie bardziej) genialny.

        Dlatego lubię np. ostatnią kampanię promocyjną “Żubra”: jedno zdanie, a jak “kopie”.
        Pomijam treść oczywiście.
        Smaczki logiczno stylistyczne są jak bąbelki w żelkach : ) Ukłon dla copywritera!

  17. Witam wspaniałe kazanie. Pragnę zwrócić uwagę ze kazanie trzeba przygotowac dobrze i z przesłaniem. Można użyć języka teolgii i prosty język skierowany do prostych ludzi. Każdy człowiek jest inny tak jak i ksiądz i kazanie przygotowuje jak chce ale musi byc tez działanie Ducha Swiętego. Ja sie przyznam ale w pierwsza sobote miesiaca jest u nas w parafii rozaniec rodziców za dzieci i ja sama przygotowuje modlitwe wiernych narazie wychodzi mi to wpaniale i daj Boze aby tak było. Uzywam Pisma Swiętego szczególnie czytania na ten dzien reszta jest pod wplywem Ducha Swietego. To co robimy i chcemy przekazać innym zalezy od nas i czy chcemy by Duch Swiety w nas dzialal. Pozdrawiam Z Panem Bogiem.

  18. Króluj na Chryste !!!!!!!!!!!!!
    Ja bym był bardziej radykalny.Przed rozpoczęciem liturgii zamknąłbym kościół a wejście dla spóźnialskich przez zakrystie i prezbiterium !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Z przyjacielskim pozdrowieniem Zdzisław Mientki

    1. To u nas każdy byłby dodatkowo sfilmowany 🙂

  19. Jestem „przeciętnym katolikiem”. Ksiądz potrafi pokazać mi to, czego sama nie dostrzegam (nie rozumiem, nie wiem). Nie narzuca mi nachalnie swojej wiedzy (wiary) tylko podprowadza w logiczny dla mnie sposób – popatrz tu, zobacz tamto, zastanów się nad tym…. Chyba o to chodzi. Nie jest ważne „ubranko” kazania a jego treść. Tak jak nie jest ważny wygląd osoby tylko to, co sobą reprezentuje. Nie wiem, może jest to kwestia wieku. Kiedyś było dla mnie ważne to co kolorowe, głośne, później to co ciekawe, nowe a teraz chyba to co mądre i prawdziwe.

    1. To proszę nie być “przeciętnym” katolikiem; “Bądźcie albo zimni albo gorący…”

  20. Kazania muszą być głoszone z emocjami i z bardzo dyskretnym zerkaniem na kartkę.Pozdrawiam.

    1. Dodo, masz rację!
      Emocje to coś, co ułatwia zapamiętanie. Co najlepiej pamiętasz? – wydarzenia związane z emocjami!
      Kierowanie emocjami – ot i zagadnienie.
      Nie od razu NLP albo co. Wyobraź sobie, że masz scenę śmierci 8-latka powiedzmy; umiera na raka. Masz podkreślić emocje, “wycisnąć strugi łez” z widowni – za pomocą muzyki: co robisz?
      Sposobów jest wiele, ale dwie główne drogi:
      albo wzmocnić to, co rodzi się w Tobie w sposób naturalny (styl np “Przeminęło z wiatrem”) albo iść w stronę PRZECIWNĄ, tym samy zwiększając tzw “różnicę potencjałów” (typu “Podążaj w stronę słońca” – główny motyw piana pogodny, nieco refleksyjny).

      Z kazaniami podobnie. Mam zaszczyt znać Ks. dr Poloczka, który przez całe moje życie (ponad pół wieku) jawi mi się jako mistrz słowa: człowiek o niesamowitej dobroci, inteligencji i pokorze. Jego kazania i homilie miały 3 cechy:
      1. Nigdy nie podnosił głosu
      2. Nie mówił “Amen” na koniec
      3. Zostawiał słuchaczy z opadniętymi szczękami

      Ciche kazania o niespotykanej dynamice – jak to robił?
      Charyzmat

  21. “ciekawa dyskusja o sposobie wygłaszania kazań.”

    No, cieszę się, że uważa Ksiądz to lokalne zamieszanie za ciekawą dyskusję. Dyskutujmy! Dyskusja, to zawsze wymiana poglądów, coś czym możemy się podzielić. U nas, w codziennym życiu, nie ma dyskusji o wierze. Zero. Próba poruszania tematów teologicznych odbierana jest jako dewocja (taka fasadowość: “no ja jestem ponad tym”. Niestety najczęściej unikają dyskusji księża dekanalni (“ze mną chcesz o wierze dyskutować”) – powód jest dla mnie jasny. Ja miałem szczęście do znajomych i przyjaciół; kiedyś poznałem siostrę zakonną (Marcysiu, pozdrawiam Cię serdecznie!), która uratowała zapewne mój duchowy kręgosłup. Kiedy jej się zwierzyłem z myśli. które mnie dręczą, powiedziała; “naucz sie rozpoznawać duchy. To pokusa. Z pokusą nie dyskutuj, tylko ja od razu odrzuć. Koniec” . Ale skąd mam wiedzieć, że to pokusa? – “Po ogonie. Do czego ta myśl prowadzi, co jest jej podświadomym finałem. Zazwyczaj obietnica satysfakcji, czyli pycha. Więc uważaj na ogon”.
    Od tej skromnej Siostrzyczki dostałem jedną z najcenniejszych nauk-rad. Demonologia jest w polskim duchowieństwie ciągle tematem tabu – co jest dla mnie ewidentnie szatańską intrygą, bo przez to wiele ludzi zostaje ze swoimi problemami samych (“ty się zajmij jasną stroną mocy, a ciemna sama odejdzie” – słyszałem przeważnie od nawet bliskich znajomych księży). Nie jestem w stanie ogarnąć, z ilu opresji mnie wybawiła ta rada Siostry Marceliny (nb pielęgniarki, pracującej non stop na dwu etatach: w szpitali i w swoim zakonnym “domu dla sióstr w podeszłym wieku”). “Patrz na ogon” i ” Nie dyskutuj”. Jaka to jest pokusa: “podyskutować” z szatanem; “udowodnić” mu, że się myli, “przyjrzeć się bliżej” myśli! I jak nieraz trudno tak od razu pożegnać się z mamiącą zjawą. Szatan niestety nie jest idiotą i psychologię, którą my lekceważymy, ma opanowaną do perfekcji. Psychologię, logikę itd.
    A jak pomocna jest ta rada w poznaniu samego siebie! Do czego na prawdę zmierza ten pomysł, cokolwiek.
    W tej pokusie “satysfakcji” jest drugie dno, i nie wiadomo, które jest gorsze; mianowicie kiedy w końcu osiągam te “satysfakcję”, zaczynam odczuwać coraz większe wyrzuty sumienia. I w efekcie “satysfakcja” okazuje się rzeczywiście “zgniła”, a szatańska obietnica – kolejnym kłamstwem. Warto sobie ten wniosek wbić w łepetynę, bo cały “patern” powróci na pewno, choć w nowej wersji. Ale “ogon” jest moim niezawodnym detektorem pokus.

    Za pozwoleniem serdecznie pozdrawiam Siostrę Marcelinę, choć na pewno nie będzie miała czasu, by to przeczytać.

    1. jeśli to jest “lokalne zamieszanie” a nie zwykła wymiana zdań to jaki to ma sens? pokazanie swojej elokwencji?

  22. Ale z drugiej strony przypomina mi się ta dowcipna historia księdza do którego przyszła po mszy parafianka płacząc, że chce się nawrócić i wyspowiadać z całego życia bo jego kazanie ją poruszyło. Ksiądz, zadowolony jakim jest krasomówcą pyta o konkretny moment.
    Pani na to, że chodzi o dźwięk jaki wydał wydmuchując nos, przypomniał jej głos trąb na Sądzie Ostatecznym i jej serce się zatrwożyło 🙂

    1. “Nie znoszę „dopracowanych” przez ekipy od wizerunku fimów, na ogół ich nie oglądam lub wyłączam po kilku minutach. Co po nich pozostaje? Pustka, absolutna pustka….. a mnie nie stać na takie marnotrawienie czasu!”

      Widziała Pani film “Misja” z muzyką Enio Morricone? Podobała się Pani muzyka? Mnie wbiła w ziemię, doznałem niemal wstrząsu w kinie (pozytywnego) i pomyślałem: Boże, jaki Ty musisz być piękny skoro tworzysz takie cuda już tu na ziemi.
      Nie zapomnę tego filmu do końca życia.
      Przesłanie tego filmu jest też piękne. Ale teraz proszę wyrzucić muzykę Morricone i zagrać do filmu, np na gitarce: jest różnica?..
      A może ten film też uważa Pani za stratę czasu? Albo “Gladiatora”, z genialną muzyką Hansa Zimmera – też strata czasu? Z muzyka lepiej czy gorzej? Fajne kostiumy gladiatorów? Perfekcyjna praca scenografów i charakteryzatorów, czyż nie?
      – Ale Pani nie lubi “dopracowanych” filmów…

      1. Tu piszesz Stanie o czymś innym niż poprzednio. Piszesz o uczuciach, których doznałeś słuchając muzyki i oglądając te filmy. (Ja też je tak odebrałam). Ale w Kazaniu Ksiądz mógłby się odnieść przykładami tylko do tych osób, które te filmy obejrzały i odebrały tak jak my. Chociaż:
        1. na jednym kazaniu mój Kapłan używał porównań do filmu, który ja kiedyś odrzuciłam, a po Kazaniu natychmiast obejrzałam i warto było, ale dopiero z komentarzem Księdza, czyli osoby która tam zobaczyła coś, czego ja nie widziałam.
        2. nie wiem jak śpiewa Ks. Zbyszek, ale jak zacząłby śpiewać mój zaprzyjaźniony Ksiądz … Kocham faceta jakby mu nie podać dźwięku zawsze zaśpiewa obok 🙂 .
        Ale pomyślałam, że może to byłby pomysł. Zamiast mówić o pięknie Bożego Stworzenia puścić muzykę. Słyszałam na jakiejś konferencji o Księdzu, który zamiast Kazania otworzył okno i poprosił, aby ludzie posłuchali śpiewu ptaków 🙂
        tylko jest jedno ale … na Kazania Księdza, którego lubię za wiedzę, porównania i erudycję, chodzi bardzo mało ludzi. Pytałam znajomych dlaczego? Bo on tak dziwnie mówi, cały czas trzeba myśleć 😉

        1. Sorry, ten post miał być nie w tym miejscu, tylko w odpowiedzi na post Danusi, która nie lubi dopracowanych filmów : )

  23. Tak, racja co do naświetleń historycznych, słownictwa, odniesień i wyjasnień kulturowych.
    Wiekszość ludzi nie ma żadnego pojęcia o tamtej kulturze ani historii.

  24. Nie ustawiajmy tej dyskusji jako kontra komuś czy czemuś.
    Stanisław ma bardzo wiele racji a zaproponowany przez niego początek kazania jest bardzo dobry.
    W Polsce już dawno to robił Wołoszański. Dzisiaj możemy się trochę z niego podśmiewać, ale była to rewolucja w narracji historycznej.

    Ja w każdym razie ciągle się chcę uczyć i być lepszym – w treści i formie.
    I dziękuję Stanisławowi współczując tych sytuacji, których doświadczał w katolickim radiu.

  25. Jestem tym który wierzy więcej Bogu niż lekarzowi i zastanawiam się dlaczego jest odwrotnie????????????????
    Może arcypasterze -zastanowią się nad treścią -uwagą- pana Stanisława Szydło.
    Z mojego doświadczenia ,a przekroczyłem 3/4 wieku ma rację.
    Wierny czy bierny,wierzę czy staram się zrobić wrażenie.
    Przepraszam, ale tak to postrzegam będąc w kościele w niedzielę i święta,w codziennym dniu jest odwrotnie.
    Potrzeba ?????????????
    Zdzisław Mientki

    1. Ja nie bardzo rozumiem o o chodzi w tym wpisie.

  26. Kochani….takich ludzi jak Stanisław z pewnością jest wielu. Pan Jezus kiedy chodził i żył na ziemi tak jak my, miał także dużo przeciwników, wrogów ……itd przecież to wiemy. I tak będzie – nawet jeszcze gorzej w dzisiejszym świecie współczesnym. Zatem módlmy się za naszego ks. Zbyszka ażeby takich kapłanów było jeszcze więcej, ale nie zapominajmy że za takie osoby jak Stanisław,
    trzeba się modlić jeszcze bardziej.
    Ks. Zbyszku, dobrze że jesteś……dla nas.
    Z Panem Bogiem.
    🙂

    1. Bożenko, nie rozmawiamy o Jezusie, ale o sposobach głoszenia Kazań. Sugerowanie, że Stanisław jest wrogiem Jezusa jest co najmniej nieuzasadnione. Który z wrogów Jezusa zadałby sobie tyle trudu, aby analizować Kazanie na prośbę Kapłana, sugerować własne rozwiązania itd.
      A może to właśnie my, bezmyślnie potakujący i obrzucający zarzutami współpracy ze złym tych, którzy mają inne zdanie przeszkadzamy Jezusowi, który natchnął Ks. Zbyszka do zapytania, w jakim kierunku powinien rozwijać swoje umiejętności?

    2. Taka “oazowa nie nowa nowomowa”. Dla ułatwienia: mówię o sposobie przekazu, nie o tresci. A jeśli chodzi o modlitwę, trzymam za słowo!

  27. “Jest rok 95; w Rzymie panuje cesarz Domicjan, będący akurat w trakcie wyprawę przeciwko Jazygom, Kwadom i Markomanom. Ma sporo roboty i nie ma czasu na zajmowanie się subtelnościami sporów religijnych. A spory przybierają na sile – od czasu nieszczęśliwego wyroku Poncjusza Piłata.
    Na niewielką, grecką wyspę Patmos zesłany karnie zostaje Jan Apostoł. Za głoszenie Ewangelii Jezusa zwanego Chrystusem. Swojego ukochanego Mistrza.
    Na swoim wygnaniu Jan pozostanie długo.
    Tu szczególnie odczuje bliskość swojego Mistrza, którą nieraz podkreślał w swojej Ewangelii. Tu napisze jedno ze swych największych dzieł, Apokalipsę.
    Apokaliptis to greckie słowo, oznaczające pierwotne objawienie…”

    Dla mnie – dobry początek.
    [Cały czas podkreślam, że to moje prywatne zdanie]
    Kilka takich, opartych na faktach obrazów, kilka pauz. komentarz tam, gdzie może być coś nieznanego lub dwuznacznego. Całą frajdę myślenia zostawiam słuchaczom, zarażonym kilkoma obrazami zakotwiczonymi w pamięci.

    Działanie mediów opiera się na psychologii: podzielność uwagi, zdolność koncentracji, pojemność pamięci tymczasowej itd.
    Psychologię też stworzył Pan Bóg.
    Kiedy pracowałem w radiu (katolickim zresztą, ale nie “Maryja”), nagrywałem m. in. felietony pewnego księdza doktora. Kiedy mówił do mikrofonu, mentalnie wchodził na ambonę i przez 10 min monotonnym, mentorskim tonem robił wykład. Zamykałem oczy i starałem się wejść w położenie słuchacza: jadę autem i przez 10 min słyszę taki monotonny przekaz – “niedobrze, pomyślałem”. Ale postanowiłem popytać znajomych – słuchaczy. Niestety wyrazili identyczne odczucia, choć nic im nie sugerowałem. Poprosiłem więc delikatnie księdza doktora, by nieco skrócił wystąpienie, tłumacząc cierpliwie konkretne,psychologiczne podstawy (felieton słuchany nie powinien być dłuższy niż średnia pojemność pamięci tymczasowej, tj ok 3,5 min), sugerowałem pewne zmiany w intonacji itd. Bez rezultatu. Co więcej, zostałem wezwany na dywanik Księdza Naczelnego Redaktora, że się “wtrącam w nie swoje sprawy” (Radio miało wtedy bardzo dobrą słuchalność i robiliśmy wszystko, by swoje doświadczenia wykorzystać i utrzymać dobry trend). Na moje merytoryczne argumenty usłyszałem: “A ty wiesz, KTO TO jest?!”. I kropka.
    Okazało się, że prawie nikt felietonów księdza doktora nie słuchał. 10 min przerwy w słuchaniu radia (może przełączenie na inną stację i utrata słuchacza).
    Psychologia jest w znacznej mierze nauką ścisłą, w tym znaczeniu, że ma twarde prawa, których się nie oszuka. Można z tego kpić, ale można też kpić z grawitacji (bo jej “nie widać” i za chwilę po łbie dostać jabłkiem).
    Co z tego zresztą, że amerykańskie (nie tylko) – czemu nie mamy się od nich uczyć. Od nich, czy od kogokolwiek, czyje kompetencje zweryfikowała rzeczywistość.
    Na różnego rodzaju “złote cytaty” i “mądrość ludową” odpowiadam zwykle zderzeniem-kolizją dwóch “mądrości ludowych”: “Co za dużo, to nie zdrowo” vis “Od przybytku głowa nie boli”
    Ot, i rozstrzygnij teraz, która “mądrość” jest “mądrzejsza”.

    Co do treści, szanowny Księże Proboszczu, to ja się nie wypowiem, bo to będzie moje bardzo subiektywne i indywidualne, a teologiem nie jestem.
    Proszę tylko zauważyć, że w “Apokalipsie” jest napisane
    “ujrzałem siedem złotych świeczników,
    13 i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego”
    Podobnego. Nie “Syna Człowieczego”, czy “swojego Mistrza”, nie “Jezusa”. Sądzę, że tu, biorąc pod uwagę gatunek lit. – podkreślana jest transcendencja owej Postaci. Moim zdaniem to ważne, a niemal nagminnie jest to ignorowane (“jakby gołębica”=gołębica; “jakby z ognia”= z ognia itd).
    Pamiętam też o uczniach idących do Emaus, którzy podczas kilkugodzinnej wędrówki i rozmowy nie rozpoznają Jezusa, z którym przebywali codziennie przez ostatnie 3 lata. Magdalena nie poznaje “ogrodnika”. Mało tego, uczniowie (burza na jeziorze) nie są do końca pewni (tu trochę ówczesnej mentalności żydowskiej), “myśleli, że to zjawa”.
    Po zmartwychwstaniu, a jeszcze na ziemi, Jezus był już jakiś inny (można tu snuć teorie o “chwalebności”, “uwielbieniu”, ale to są zawsze, zresztą siłą rzeczy, teorie bardzo “antropologizowane” – cóż, jak można wypracować język do opisywania rzeczywistości, w którą się niemal wątpi…).
    Więc osobiście nie wiem, czy Jan w wizji rozpoznał Jezusa w sposób jednoznaczny. I co się tam rzeczywiście wydarzyło. Nie wiemy nic więcej poza tym, co zostało spisane.
    Poznawanie Boga jest dla mnie – i chyba dla wszystkich, którzy szczerze szukają Boga – najbardziej fascynującym odkryciem/odkrywaniem – Osoby i Świata który jest tak piękny i wspaniały, że w tym świecie, w którym póki co żyjemy, trudno nam w to uwierzyć.
    Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.

    Pozdrawiam serdecznie

    Stanisław Szydło

  28. “Jeszcze się taki nie urodził, coby wszystkim dogodził.” Jedni lubią filmy akcji a inni sicom’y czy opery mydlane. Treść dla jednych będzie truizmem i nudziarstwem dla innych odkryciem Ameryki. Dla mnie osobiście to kazanie nie jest idealne to fakt ale jest pełne otuchy, pobudzjące i słuchało się go z ciekawością (staram się szukiwać w innych tego co dobre). Jeżeli chodzi o treść i przeciętnego katolika, który przychodzi w niedzielę do kościoła, to śmiem twierdzić, że było “odkrywaniem Ameryki”.
    Natomiast jeśli ktoś doskonale wie jak powinno wyglądać kazanie zarówno pod względem formy jak i treści, to zapraszam do stworzenia swojego bloga. Sam będzie się ubogacał przygotowując komentarze do niedzielnych czytań a może i inni (z podobnymi oczekiwaniami) skorzystają z tej służby.
    A wszystkim zwłaszcza Stasiowi יְבָרֶכְךָ יְהוָה וְיִשְׁמְרֶךָ׃ יָאֵר יְהוָה פָּנָיו אֵלֶיךָ וִיחֻנֶּךָּ׃ יִשָּׂא יְהוָה פָּנָיו אֵלֶיךָ וְיָשֵׂם לְךָ שָׁלוֹם׃

  29. Jestem głęboko poruszony tym co usłyszałem w kazaniu, tak bardzo jest zgodne z tym co przeżywam. Jak można porównać spotkanie z Jezusem przy czytaniu Słowa Bożego z sposobami wypowiedzi współczesnego świata, język ludzki w takiej sytuacji zbyt ubogi. Można mówić o takim wielkim wydarzeniu i szczęściu tylko w pokorze jak i nie sposób nie mówić. Odwagi Piotr Paweł

  30. Zgadzam się z Marią.
    Słowo wypowiedziane, bez ozdobników, trafia bardziej. Jeżeli mam ochotę na teatr, to idę tam.
    Słowo pochodzące od Boga nie wraca bezowocnie. Myśl zawarta w kazaniu jest jasna i zostawia miejsce na własne odczucia. Istotne jest by czuć, aby nie przepłynęło mimo uszu, a zapadło w sercu. Słowo.
    Księże Zbigniewie, posiada ksiądz inny dar , nie musi być ksiądz aktorem. Proszę o kolejne słowo, które zmusza do zastanowienia nad …
    Szczęść Boże

  31. Budują mnie te kazania i z niecierpliwością na nie czekam.

  32. 1. Przeczytanie komentarza Pana Stanisława zajęło mi więcej czasu niż przeczytanie kazania.
    2. Zasada: mniej mów a więcej powiesz jest lepsza niż słowotok.
    3. Jak słyszę słowa „zawładnąć wyobraźnią”, „zapłodnić wyobraźnię” to widzę program TV i naciskam czerwony guzik na pilocie, albo wychodzę bo nie lubię agitki politycznej i medialnej.
    4. Najlepszym bodźcem do pobudzenia wyobraźni jest czyste, proste słowo – nadmiar słów zabija wyobraźnię.
    5. Kazanie trwa 10-20 minut. Gdyby Ksiądz zastosował się do sugestii to trwałoby 40 minut albo byłoby uboższe w treść.

    1. Nie, Pani Mario; trwałoby 8 min.
      Porównywanie długości mojego komentarza do długości kazania to jakby twierdzenie, że absolwenci Wydz Radia i TV będą produkować filmy trwające min 5 lat (tyle trwa mniej wiecej zgłębienie tematu produkcji filmów)

      1. Z pełnym szacunkiem – dobrze, że jest Pan dumny ze swojego wykształcenia i że idzie Pan z duchem czasu – takich ludzi trzeba, bo trzeba ciągle tworzyć nowe. To jest rozwój.
        Na produkcji filmów nie znam się. Pan jest od tego i rolą Pana jest zainteresować mnie filmem, ale oceniać go będę ja i wielu takich przeciętniaków jak ja. Proszę się nie martwić nigdy nie powiedziałabym Panu co bym lepiej zrobiła bo to nie moje kompetencje. Wydaje mi się, że nawet w filmie najważniejsze jest przesłanie. Obraz, muzyka, scenografia, dialogi (niby najważniejsze) mają to przesłanie pokazać i uzasadnić. Jeśli film nie ma jakiegoś przesłania, to mimo „oskarowej” reszty szybko ulega zapomnieniu. Dlatego tak poruszają filmy dokumentalne, dlatego z większym sentymentem ogląda się stare czarno-białe filmy niż te same ale podkolorowane (poprawione).
        Czy żeby rozwijać się i tworzyć trzeba poprawiać to co inni zrobili? W jakim zakresie można? Czy zawsze to co nowe jest lepsze? Dlaczego nikt nie odważy się dopisać paru nutek np. do Koncertu fortepianowego nr 21 Mocarta? Dlaczego nikt nie bierze się za poprawianie interpunkcji u Miłosza? Itd. Daczego… . Nie wszędzie i nie zawsze „rewolucjonizm” i nowoczesność się sprawdzają.
        Nie wiem dlaczego ale mam ochotę zacytować sobie i Panu ogłoszenie w sklepie: „z powodu awarii prądu kasa nieczynna” i pytanie jak ten prąd uległ awarii? Czy prąd się psuje? Pozdrawiam Maria

        1. Dla jasności: nie jestem absolwentem Wydz. RiTV.
          To było porównanie, mające na celu uwypuklenie tego, z czym nie zgadzam się w Pani, Pani Mario, wywodzie.
          Nie do końca też rozumiem, o co chodzi z tym dopisywaniem nut..? Czy to jest veto wobec krytyki kazania, czy jak? Nie załapałem

    2. Absolutnie się zgadzam. Kazanie to nie film sensacyjny. Ono ma być proste, ale przekazać tyle treści, poruszyć tyle strun w człowieku, aby potem nie dawało spokoju, aby chciało się do niego wrócić, pomyśleć jeszcze raz, i jeszcze raz…. Nie znoszę “dopracowanych” przez ekipy od wizerunku fimów, na ogół ich nie oglądam lub wyłączam po kilku minutach. Co po nich pozostaje? Pustka, absolutna pustka….. a mnie nie stać na takie marnotrawienie czasu!
      Kazanie to całkiem inna jakość niż obraz pokazywany na ekranie. I nie musi w nim być budowane napięcie w sztuczny sposób. Ono powinno się budować w sposób naturalny po wysłuchaniu / przeczytaniu kazania! Słyszałam kazania składające się z kilku (nawet 2-óch zdań). I to one najgłębiej zapadały mi w serce!
      Kazania ks. Zbigniewa spełniają wszystkie warunki, jakich oczekuję i dlatego nie mogę się doczekać na kolejne. Szczególnie własnie dotknęło mnie ostatnie kazanie “Kiedy chce, jak chce, ile chce”. Wspaniałe! Myślałam o tym wszystkim i myślałam, nawet zdążyłam do niego wrócić, zanim zostałam poproszona o włączenie się do dyskusji. :))
      Doceniam skromność ks. Zbigniewa, ale proszę, aby ksiądz był świadomy siły swojego przekazu. Jest ogromna!
      Otaczam księdza moją modlitwą i będę prosiła o wytrwałość, zdrowie i wszelkie łaski.

  33. To 15 min slowa jest jak 1 sekunda. Dziekuje bardzo. Bardzo wazne by szukac i sie nie poddawac a zostaniesz znaleziony. A pozniej trwac przy Nim. A dalej to pozniej zaczyna nazywac sie wspolna droga. Zmagania, wojna z wlasnym soba. Miedzy tym co sie narodzilo a starym tym co umiera. Prawdziwy maraton.
    Wiecej Pana i szczesc Boze!

  34. Przy okazji powiem, że macie w Kościele przepiękny obraz 🙂

    1. Taki komiks trochę.
      Niestety akurat Jan wyszedł na nim wyjątkowo nieudanie – jakby po kilkudniowej imprezie.

      1. Ok. proszę nie zapominać, że sztuka komiksowa jest też sztuką. Mnie się podoba, bo bez problemu wiem kto jest kto i jaka historia jest opowiedzana 🙂

  35. Odniosę się bardzo krytycznie 🙂 Kazanie skromne, ale … jak się zaczyna coś kumać o Bogu, to się zaczyna też widzieć śmieszność naszych napuszonych zdań, naszej pozornej “dynamiki” wypowiedzi i zaczyna się mówić skromnie 🙂 .
    Kiedyś wydawało mi się niesprawiedliwe, że Jezus kogoś kochał bardziej i to było widoczne. Stanowczo gorszyłam się historią z Janem :/ No cóż nasze ludzkie sposoby myślenia i wartościowania 🙂 🙂 🙂 Dla mnie krokiem milowym było, gdy poznałam o co chodziło Janowi, gdy to napisał, natychmiast po tym gdy po raz pierwszy powiedziałam o sobie “Ja, którą Bóg kocha najbardziej na świecie”.
    W pewnym szczególnym momencie między mną a Jezusem, poprosiłam “Chcę rozumieć”. Chodziło mi nie o Pismo, bo tego jeszcze nie brałam pod uwagę, ale o to co się dzieje w moim życiu. (Teraz wiem, że to była prośba Bartymeusza). I oczywiście okazało się, że Bóg zaczął mnie kierować do Pisma. Ale to już nie była tylko lektura starodawnej księgi. Zaczęłam tam znajdować … i znajdować i … znajdować. Jakby cały czas Bóg coś dopisywał 🙂
    Dziś wiem jedno, nie wierzę – ale wiem – Bóg spełnia takie prośby i to jest fascynujące.
    Nie wiem, skąd pomysł na korzystanie ze wzorca mediów do homiletyki. Dla mnie to jakby szatana, szatanem wyganiać. Kazanie to nie Dziennik telewizyjny. Ale, czasami trzeba coś powiedzieć, przedyskutować, aby pokusić się o wyrobienie nowego zdania. Więc się nie czepiam. Mnie się bardzo podobało 🙂 🙂 🙂

    1. Pani Doroto: na czym opierają się w swoim działaniu media? Głównie na psychologii, tak?. Kto stworzył psychologię? Nie tak czasem Pan Bóg? No, chyba że psychologia to dzieło szatana – sorry, to nam nie po drodze…
      Media to przekaz, mogą być wykorzystywane dobrze albo źle, w dobrym albo złym celu. A my robimy tak: nie wykorzystujemy dobrze naszych mediów (tu wpisujemy media konserwatywno – chrześcijańskie), bo nie bierzemy przykładu ze “złych” mediów (CNN, BBC itd).
      A z czego mamy brać przykład, skoro to są “złe media”?
      Jest, najogólniej rzecz ujmując, treść przekazu i sposób przekazu. Sposób przekazu to m.in to, jak konstruuję poszczególne składniki programu, czyli np felieton radiowy nie może być dłuższy niż 3,5 min (trochę ponad A4), zawierać takie to a takie proporcje rzeczowników do czasowników, nie zawierać długich zdań (do 2 linijek – bo łatwo traci się watek=męczy=koniec przekazu), jedną myśl itd. Nikt nie mówi, o czym on ma być, ale jak ma być skonstruowany. A chyba zależy nam, by to, co chcemy przekazać, dotarło do odbiorcy/słuchacza, prawda? Więc tej techniki/sposobu możemy się uczyć o “złych” mediów?
      Tu wkładamy swoją pracę i wysiłek (połykając łzy urażonej dumy, bo od “takich” nam się uczyć kazano) i uczymy się pisać dobry felieton (przykład). Skutek? – ludzie po wyjściu z kościoła pamiętają, o czym była Ewangelia i jaka była główna myśl kazania.
      Szatańskie narzędzie? Nieźle…

      1. No i wkraczamy na teren trudny, ale fajnie. Psychologia to słownikowo nomen omen „nauka o duszy”. Ale podaj mi Stanie przykład jednego choćby psychologa, który w mediach publicznie mówi o duszy. A ja podam ci wielu, którzy chlubią się tym, że są niewierzący.
        Psychologię „wymyślili” ludzie, jako naukę o prawach działanie tego, co od Boga pochodzi i w sumie na długo przed tym, zanim nazwano tę wiedzę psychologią. I byli to klasycy dla Kościoła. Szatan tę wiedzę oczywiście chce zagospodarować na swoją rzecz. No ale tu mamy podobną sprawę jak z odwróceniem Mszy w czarną mszę, wykorzystywanie symboli chrześcijańskich jak np. odwrócony krzyż itd. Nota bene dla szatana ta wiedza jest prawie kluczowa, bo dotyczy psyche – gr. duszy, a o duszę właśnie się rozchodzi.
        Zgodziłam się z Tobą co do tego, że są Księża, którzy albo „olewają”, albo po prostu nie nadają się do mówienia do ludzi. Ale mój sprzeciw dotyczy tego, że skoro i z pustego Salomon nie naleje, to i z „pustego” Księdza nie wyjdzie dobre Kazanie, tylko dlatego że zastosowane zostanie ileś zabiegów marketingowych.
        Problem w tym, że jeżeli Kapłan zaczyna uatrakcyjniać swoja wypowiedź, to odchodzi od istoty rzeczy, a sama istota staje się nudna. Bo powiedzmy sobie szczerze, dla człowieka niewprawionego w czytanie Biblii i medytację, to ciągłe powtarzanie prawd biblijnych wydaje się nudne. Tak samo, jak to ciągłe wstawanie i klękanie w Kościele.
        Jestem bardzo za tym, aby Księża organizowali odczyty, konferencje poza Mszami, I tam jest miejsce na różne ciekawe zabiegi nazwijmy to marketingowe. Ale Msza nie jest miejscem do tego. Aby nie przedłużać powiem tylko, że ciekawe wnioski na temat tego, do czego prowadzi „uatrakcyjnianie” i „pogłębianie” treści biblijnych w Kazaniu można wysnuć obserwując w jaka stronę poszły niektóre ruchy protestanckie. To są przedstawienia, a nie Msze, a kaznodzieja to celebryta pierwszej wody.

        Kazanie nie ma nas nasycić! Kazanie ma spowodować głód!!! Do zaspokajania głodu jest samodzielna lektura Biblii, osobiste spotkania z Księżmi i konferencje.

        Dlatego uważam, że zasada złotego środka stosowana przez Ks. Zbyszka w Kazaniach jest tu jak najbardziej na miejscu, bo wbrew temu co piszesz Kazanie nie jest po to, aby ludzie pamiętali o czym była Ewangelia. To sobie można łatwo ustalić w Necie. Kazanie jest po to, abyś był „głodny” i po wyjściu z Kościoła sam zajrzał do Biblii.

        1. Mnie nie chodzi o show – poszliście za daleko – ale właśnie dokładnie o to, o czym piszesz: Głód słowa.
          Dokładnie.
          Ale żeby głód ów wywołać, nie wolno słuchacza przekarmiać.
          A dziś w większości kazań, jak w TVN24: mało faktów, więcej komentarzy. Nieraz same komentarze. Słuchacz już słyszał 700 tyś razy, że ma “iść za Jezusem”, że “Jezus go kocha”. że ma “oddać mu swe życie” itd. Podano mu wnioski, ale on nie do końca wie, skąd one “przyszły”, choć oczywiście je teoretycznie przyjmuje.
          Samo “Niebo” jest dla niego pomieszaniem mitu z pewną dozą tradycyjnej wiary (tradycyjnej, więc nie bardzo intelektualnie przepracowanej), więc “Problem” utraty owego “Nieba” jest nieco sztucznie nadymany. Idąc dalej “Zbawienie”, jako odzyskanie szansy na owo mgliste “Niebo” jest korzyścią o wartości “ponoć” ogromnej, ale… zupełnie tego nie czujemy.
          I teraz “Syna swego jednorodzonego dał” – wydał; wydał na coś, co trudno sobie wyobrazić. Z jednej strony masz niesforną “ludzkość”, która ciągle robi Ci “głupie numery” – po ludzku myśląc wkurzają Cię. Z drugiej strony masz swojego Syna, ukochane dziecko, tak Ci bliskie, jakby było Tobą, odczytujące każdą Twoją myśl i natychmiast z ogromną miłością ją realizujące. I masz to niezmiernie ukochane dziecko narazić na życie w ludzkim bagnie i w końcu na śmierć, której okrucieństwo przechodzi ludzkie pojęcie. Myślałaś nad tym?

          Dałbym ludziom szansę pomyślenia, odbudowania pojęć i prawd, do których wszyscy się odruchowo odnoszą, a które pokryte są taką warstwą patyny, że trudno określić ich tożsamość.

          Kiedy dwa lata temu moje życie się posypało – zostałem totalnie przez Boga zresetowany, chciałem zwrócić się do Niego o pomoc. Ale to była twarda rzeczywistość a On od tej rzeczywistości okazał się “ździebko” odległy, oczywiście w mojej świadomości.
          Musiałem budować niemal wszystko od nowa, od pojęć podstawowych: “Żywy Bóg”, “On jest” itd. A przerobiłem wszystkie stopnie Oazy, byłem animatorem, przez lata współpracowałem z księżmi, z różnymi instytucjami kościelnymi…
          Pomóżmy ludziom spotkać Boga, realną Osobę, poprowadźmy go ścieżką poznania. Ale najpierw powiedzmy, kogo mają spotkać i dlaczego. I zróbmy wszystko, by móc im powiedzieć: “Bóg to nie mit. Spotkałem go”.
          Po prostu poprowadźmy ich – i siebie – w stronę Światła

          1. Drogi Stanisławie nawet nie widzisz, że jesteś “odmieńcem” 🙂 i mówię to z największą sympatią, na jaką mnie stać, bo ja też jestem odmieńcem 🙂 . Nie doceniłam Cię na początku – przepraszam, ale Tobie chodzi o coś na prawdę głębokiego. Ty chcesz Boga chłonąć i myślisz, że wszyscy tak chcą. I tu niestety przekonałam się, że nie. Większość ludzi obok Ciebie w czasie Mszy chce dostać łatwo-strawny kawałek tortu, zaśpiewać piosenkę “Chwała Panu” i wyjść, by z Bogiem spotkać się dopiero w następną niedzielę. Stąd pewnie trochę oburzenia w głosie niektórych. Ja się już przy swoim zdaniu nie upieram, zwłaszcza że Ks. Zbyszek uznał, że to co piszesz jest dla niego cenne.
            I jeszcze jedno, absolutnie nie odebrałam Twoich wypowiedzi, jako próby sugerowania Księdzu show 🙂 Zresztą samo show to nic złego. Mnie od razu na myśl przychodzą show z Biblii. Na przykład, gdy Mojżesz lata do Boga i do ludu, bo chcą jeść, chcą pić i Bóg wreszcie umawia się z Mojżeszem, jak w skale kurek z wodą odkręcą. Albo numer Jezusa z paralitykiem, którego pierwotnie tylko rozgrzeszył.
            Bóg moim zdaniem dobre show lubi i ceni 🙂

          2. No pięknie ! : ))
            świetne, Doroto.

            A tu ktoś przez pomyłkę napisał: “nie bądżcie tacy poważni”!
            I to jest fajne. Poczucie Humoru na pewno stworzył Pan Bóg i jest Mistrzem tej dyscypliny.
            Ale my nie wiemy, w co wierzymy, dlategośmy tacy smutni.
            Wiecie, kogo Jezus dał nam za Matkę? – najbardziej odjazdową, najpiękniejszą i najbardziej inteligentną Kobietę, jaka chodziła po litosferze!
            Pomyślcie nad naszym wizerunkiem Miriam: przecież to połączenie włoskiej słodyczy (od “ubiczowanych” Jezusów, którzy wyglądaja jak po interwencji wizażystki) i jarmarku.
            Miriam – Maryja – to najcudowniejsza Kobieta ever! Połączenie piękna, dobroci, inteligencji i mądrości. Taka była i taka jest, ponieważ grzech pierworodny Jej nie “rozstroił”.
            I to jest nasza – Twoja, moja – Matka. Na prawdę!
            No kosmos jakiś!
            Więc czemu te nasze różańce takie smutne? Któż nie chciałby się spotkać z Taką Kobietą – sama jej Obecność uszczęśliwia. Kobieta z taką klasą, moja Mama.
            Muszę to jeszcze raz przerobić.
            Ale my nie przerabiamy naszych wyobrażeń, tkwimy mentalnie w tej ludowej liryce i pozwalamy, by ona formowała nasze serca: Matka Boża to Pani w niebieskiej sukni ze złożonymi rękami i świecą. I płacze.
            Na jej miejscu też bym płakał

          3. ” Większość ludzi obok Ciebie w czasie Mszy chce dostać łatwo-strawny kawałek tortu, zaśpiewać piosenkę „Chwała Panu” i wyjść, by z Bogiem spotkać się dopiero w następną niedzielę”.

            Tak, Dorotko, absolutnie.
            A ja twierdzę, że to nie do końca ich wina. Jak z tym dworzaninem, któremu Filip, apostoł, wyjaśniał Izajasza: jak zrozumiał, poznał – pokochał i chciał się ochrzcić. Ale potrzebne było stosowne tłumaczenie. Tak tym ludkom, o których piszesz. Trzeba ich zarazić Bogiem i głodem Boga. A zrobić to może – w Polsce – tylko ksiądz; u nas nie ma ani zwyczaju ani kultury dzielenia się swoją wiarą (poza specjalnymi zgromadzeniami), dyskutowania o niej. Każda próba nawiązania takiej rozmowy to podejrzenie o dewocję, które od razu blokuje przekaz (jesteś walnięty a więc niewiarygodny).
            Więc niech się księża odpowiednio przygotowują, a seminaria niech zatrudniają specjalistów i WYMAGAJĄ, a nie przepuszczają, jak leci (“tak krawiec kraje…” – dewiza pewnego ojca duchownego). Gdyby Słowo Boże było rzeczywiście szanowane, wszystko, o czym dziś pisałem na tym blogu, byłoby nieaktualne, jestem przekonany.

  36. Treść jest wspaniała i pobudzająca do działania do szukania Go.

  37. To kazanie jest dla mnie usypiające – z 2 głównych powodów:

    1. Sposób mówienia – bardzo mała dynamika, wręcz monotonia.
    2. Przegadanie – niepotrzebne dookreślenia (zagadywanie momentów zerkania w ściągę)

    Brak w nim punktów budujących dramaturgię (proszę sobie porównać sposób narracji we współczesnych mediach, np amerykańskie seriale sensacyjne, które sztukę narracji, budowania dramaturgii wywindowały bardzo wysoko), np nowych faktów (konkrety!), nowego spojrzenia na powszechnie znane prawdy itp. Prawdy bardzo ważne – poznanie Boga, ukochanie (archaiczny zwrot “miłowanie” pozbawiony jest jakiejkolwiek siły nośnej dla współczesnego Polaka; tu warto by podać grecki źródłosłów – smaczki, które ożywiłyby całość) podawane są tonem pozbawionym emocji.
    Fakty – prawdy ogólnie znane – skomentowane w sposób tradycyjny/bezemocjonalny. Brak momentów niedopowiedzianych, skłaniających do osobistej refleksji.
    Wezwanie do poznania Boga pozbawione elementów Jego opisu, działających na wyobraźnię (“Bóg wszechmocny – mówi wam to coś?! Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co to znaczy? Istota, która stworzyła wszystko, co istnieje! Geniusz? Wyobraźcie sobie geniusza: Einstein? Mozart? Macie? A teraz pomnóżcie to razy 2. I jeszcze razy dwa! I jeszcze… Tu kończy się nasza wyobraźnia.. I Ta Istota nie jest jakimś mitem – jest Żywa! Ciągle! Teraz! I Ona nas kocha – ciebie! Ciebie kocha. Ale to Jej kochanie to osobny rozdział (tu krótki cytat z jakiegoś mistyka np).
    I ta Istota – Bóg, którego geniusz i dobroć jest czymś niesamowitym, zaprasza nas z miłością, której nie jesteś w stanie ogarnąć (określenie słowa “miłość” z greki i hebrajskiego) do poznania SIEBIE. Czyż może być coś bardziej pasjonującego, niż poznanie Kogoś tak wspaniałego, jak BÓG? Poznanie… Raczej poznawanie – życia, ba – wieczności nie starczy, by poznać BOGA. Jan miał krótki “flash” tego poznania, cząstkę sub-atomową – i to powaliło go zupełnie. I On – Bóg nas do tego zaprasza! To jak gratisowy bilet do wszystkich “Disnaylandów”, “Parków jurajskich” czy gratisowa wejściówka na najwspanialsze “hollywoodzkie” premiery…
    Zawładnąć wyobraźnią, zapłodnić ją wirusem nieogarnionego pragnienia.
    Ale wyobraźnia potrzebuje bodźców – strawy. Bez tego nie zadziała. A bodźce muszą być kolorowe – i konkretne (jeśli powiem, że ktoś wygrał 10 mln $, to niewiele komuś powie, ale jeśli dodam, że to tak, jakby najnowszy model pełnomorskiego jachtu – tu wyobraźnia się budzi; wyobraźnia potrzebuje kolorów i konkretów).
    Jeśli homiletyka nie uwzględni wpływu, jaki na myślenie i emocje człowieka wywierają współczesne media (które ciągle doskonalą się, wzmacniają siłę przekazu), efekt będzie bardzo mizerny. Powoływanie się na Ducha św nie zwalnia od tego wysiłku – przeciwnie, On może nas wiele nauczyć w tym względzie, bo nas stworzył i zna doskonale tajniki formowania naszych dusz.

    Wiem coś o tym, bo pracowałem w mediach wiele lat, poza tym tworze muzykę pod tekst, obraz itd

    Życzę fascynacji Bogiem

    Pozdrawiam

    Stanisław Szydło

    1. Zgoda
      A treść?

    2. Bardzo wiele cennych uwag. I prawdziwych.
      Rozbija się to tylko o realia codziennego kaznodziejstwa.
      Gdzież równać się wiejskiemu proboszczowi z ekipą sprawiającą amerykańskie seriale sensacyjne.
      Jest sam i na przygotowanie kazania (treści i formy) ma najwyżej kilka godzin i to pod presją innych zajęć i ciągłego odrywania od pisania przez interesantów.
      Trudno też o dynamikę, gdy jest to piąte kazanie.
      Stąd realnie kazanie oparte będzie o osobisty temperament, talent mówienia i inteligencję.
      Mam jednak inną prawdę na swoją pociechę.
      Kieruję się następującą prawdą kaznodziejską. Może okaże się kontrowersyjna, ale trzymam się jej.
      Nie jest ważne CO mówisz.
      Nie jest ważne JAK mówisz.
      Najważniejsze jest to KIM JESTEŚ DLA TEGO KTO CIĘ SŁUCHA.

      Oczywiście staram się mieć treść w swoim kazaniu i przekazać ją w jak najbardziej interesujący sposób, ale naprawdę najważniejsze jest to KIM JESTEM DLA TEGO KTO MNIE SŁUCHA.

      Gdybym jeszcze potrafił wszystko to o czym pisze Stanisław… 🙂

      1. Drugi koniec tego kija jest taki:

        “ponieważ Księdza znam osobiści, cokolwiek Ksiądz powie, będzie mi bliskie i będzie mi się podobało”.
        Ale w tym wypadku subiektywizm wyklucza merytoryczność – i obiektywnie opinia moja będzie niewiele warta

    3. Pytanie tylko gdzie się kończy sztuka narracji, a zaczyna manipulacja widzem?

    4. Zgadzam się ze p. Stanisławem. W homilii czy kazaniu szukam czegoś co poruszy moje serce, moją duszę, co wyjaśni Słowo dla mnie nie zawsze zrozumiałe, lub wieloznaczne, co pomoże prawidłowo (w końcu interpretuje je specjalista) rozeznać. Homilia dla mnie to trochę jak Konkordancja, jak Przewodnik, jak Drogowskaz ułatwiająca w poruszaniu się po Piśmie Świętym. Ułatwiająca ujrzeć oczyma duszy tego poszukiwanego Boga. By tak się stało kaznodzieja może nawet czytać, ale tak by wyglądało to iż dlatego posługuje się notatką by czegoś istotnego nie opuścić. Ważny jest też sposób mówienia – jego ekspresja, by tym, co głosi przekonywało słuchacza iż on żyje tym Słowem – on sam – i dzieli się ze mną swoim doświadczeniem ze swojego “dziś”, a nie argumentował przykładami np. wziętymi ze “średniowiecza”. Może ktoś powie, że nie odkryłam Ameryki. Zgoda, ale dlaczego najczęściej słyszy się “memlanie”, które ja osobiście odbieram jako to, że sam głoszący nie za bardzo wierzy w to co głosi, że może i wie co mówi, ale nie potrafi wyrazić tego własnymi słowami. Przepraszam jeśli Kogoś uraziłam tym, co przeżywam w trakcie słuchania homilii czy kazań – nie takie były moje intencje. Napisałam to co czuję, jak odbieram i nikogo konkretnego w tej chwili nie miałam na myśli.

  38. Łatwo się można zniechęcić,

  39. Trzeba wytrwałości w szukaniu…dzięki za prostotę słowa, które utwierdzają w przekonaniu, że najważniejsze żeby szukać, a kto znajdzie to szczęściarz i na pewno POKOCHA

Skomentuj Stan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *