XV Niedziela Zwykła, C; (Pwt 30,10-14); (Ps 69,14.17.30-31.36ab.37); (Kol 1,15-20); Aklamacja (J 13,34); (Łk 10,25-37); 13 lipca 2025.
We wrześniu, pierwszego dnia misji parafialnych, o zmroku, zbierzemy się w kościele i w procesji pójdziemy na cmentarz. Idąc zatrzymamy się na chwilę przy przystanku autobusowym. Pójdę tam i zapalę lampkę. I pomodlę się za Tego, który na tym przystanku żył i na tym przystanku umarł, pięćdziesiąt cztery metry od murów kościoła, i któremu nie umiałem pomóc. Ilekroć przechodzę obok tego przystanku myślę o tym.
Gdy na cmentarzu skończy się nasza modlitwa za zmarłych i pójdziemy do grobów naszych bliskich, ja pójdę z drugim zniczem do grobu świętej pamięci Pani Ani.
Mógłbym użyć teraz jej ksywki, znanej lepiej niż jej imię, ale nie zrobię tego. Jej śmierć nauczyła mnie ostrożności w używaniu przezwisk i takich określeń jak pijak, żul, menel, lump.
Pani Ania w niczym nie stanowiła wzoru do naśladowania. Pamiętam swoje z nią nieprzyjemne starcia. Sama o sobie powiedziała, że zmarnowała swoje życie.
Nie była częstym gościem w kościele – to bardzo mocny eufemizm. Pamiętam jednak jedno wydarzenie z ostatnich misji. To była adoracja między nabożeństwami.
Gdy klęczałem w ławce, było kilkanaście osób w kościele, weszła Ona. Zdecydowanym krokiem przeszła środkiem kościoła przed sam ołtarz. Przyznam się, że pierwszym odruchem był niepokój, co może się zdarzyć.
Ona jednak, w prezbiterium, przed samym ołtarzem, lekko z prawej strony, uklękła na dwa kolana, modliła się chwilę, ucałowała rąbek obrusu z ołtarza i wyszła z kościoła.
Kilka lat potem zachorowała na raka. Przed śmiercią poprosiła syna, by przywiózł księdza. Gdy tam pojechałem zobaczyłem jej zmęczenie życiem i cierpieniem.
Wyspowiadała się, przyjęła sakrament chorych, przyjęła Komunię Świętą, jej wiatyk na drogę do nieba.
Po tej to spowiedzi powiedziała mi, w zasadzie wyznała, że zmarnowała swoje życie.
Tak, zmarnowała swoje życie, ale wreszcie to zobaczyła, uznała, szczerze żałowała, pokutowała. Dzięki temu mogła odejść z tego świata jako święta.
To nie jest częsty przypadek. Ile razy w księdze zmarłych piszemy „bez sakramentów”. Bez sakramentów. Bez sakramentów. Bez sakramentów. Bez sakramentów. Bez sakramentów. Bez sakramentów. Bez sakramentów.
Tak, wiem, są też nagłe odejścia, ale w bardzo wielu przypadkach i dla tego kto umiera, i dla jego najbliższej rodziny, spowiedź i komunia to ostatnia rzecz o jakiej myślą i jakiej potrzebują.
We wrześniu, w niedzielę, w pierwszy dzień naszych parafialnych misji, zapalę lampkę na skromnym grobie Pani Ani. Poproszę, by się za nami modliła.
Dzisiejsza Ewangelia jest równie prosta jak piękna. Masz kochać Boga i bliźniego swego. A twój bliźni to ten, który leży przy drodze. Czasem pobity, czasem pijany.
Nie bądź obojętny! Nie bądź obojętny! Nie bądź obojętny!
Czasem, a nawet często, a może zawsze, będziesz doznawał bezradności, ale nigdy nie bądź obojętny! Nie mów, że nie twoja sprawa, że to cię nie obchodzi, że ktoś ma na co zasłużył.
Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. A kto jest bliźnim? Każdy a najbardziej ten potłuczony przez życie, odległy od ciebie na wyciągnięcie ręki.
Ilu mamy parafian gotowych pójść z zaproszeniem na misje do swoich sąsiadów? Pomyśl zanim powiem… Szesnaście osób zgłosiło taką gotowość. Po ostatnim kazaniu zgłosiły się… dwie osoby.
Jest jak jest. Od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu!
Jedna z tych osób mówiła mi o swoim lęku, który może paraliżować. Tak to prawda, ale Jezus mówi: „Nie lękajcie się!”
Czasami rodzice czy dziadkowie boleją i płaczą, że dzieci czy wnuki odchodzą od wiary. Jeśli nie sąsiada to swoje dziecko zaproś na misje, zaproś swojego współmałżonka.
Zaproś bliźniego swego. Niech ci nie będzie obojętny.
I jeszcze jedna myśl… Ktoś może pomyśleć, że to moje głośne, nawet natarczywe, wołanie, by pójść do sąsiadów z zaproszeniem na misje jest wyrazem mojego pragnienia, by ludzie mniej związani z Kościołem, pogniewani, czy tacy, którzy zwyczajnie zobojętnieli, odnaleźli swoją drogę do Boga.
Tak, to jest niewątpliwie ważne. Chodzi mi jednak w równym stopniu o coś innego. To pójście do sąsiada jest i będzie bardzo ważne dla tego, kto pójdzie.
Pójście do sąsiada jest aktem wiary, wyznaniem i przyznaniem się do Boga i do Kościoła. Pójście do sąsiada, zdecydowanie się na to, umacniać będzie wiarę tych, którzy pójdą.
Warto mieć wiarę, warto jest mieć mocną wiarę, na trudne czasy, które już są w progu.
Kochaj Boga i bliźniego swego, i nie bądź obojętny.

Przeczytałeś? Skomentuj, dopowiedz, zapytaj. Dopowiadam i odpowiadam, ale nie toczę polemik w komentarzach.
ks. Zbigniew Paweł Maciejewski
Fundacja Nasza WInnica
Od Litery Do Wiary. Rzeczy Dobrze Pomyślane.
Pomagam księżom w ich pracy parafialnej,
przez dostarczanie publikacji, książek i pomysłów duszpasterskich,
ponieważ wierzę, że może to zmienić oblicze Kościoła.





Takich właśnie kazań potrzebujemy .
Szczęść Boże 🙂
Dziękuję kochany Księże Zbigniewie za piękne kazanie. Dziękuję za poruszającą wrażliwość i serce.
Dziękuję za wskazanie na właściwy kierunek miłości każdego bliźniego i szacunku dla niego. Pan Bóg zna serce i umysł każdego człowieka.
Pozdrawiam serdecznie z Panem BogiemR