Gotując się do wyjazdu przygotowuję najpierw jaśka (inaczej nie zasnę) i pudełeczko z lekarstwami – cóż, lekkie nadciśnienie.
Tak było i ostatnio gdy ruszyłem na mój czterodniowy urlop. Z tym, że właśnie tych przygotowanych rzeczy nie wziąłem. Z jaśkiem sobie poradziłem, z lekarstwami nie.
Poszedłem do apteki chcąc je kupić. Usłyszałem, że są na receptę. Powiedziałem jaka jest moja sytuacja, nie pomogło. Nie mam żalu do pani magister, bo jest związana przepisami. Odsyłała mnie na pogotowie. Zapewne dostałbym (nie poszedłem, nie lubię tych klimatów) tam receptę, ale na jakiej podstawie? Tylko na wiarę. Najbardziej wybitny kardiolog musi zbadać pacjenta i to bardziej niż przez zwykłe EKG i badanie ciśnienia. A na to nie było ani czasu ani warunków.
Czy nie można przyjąć, że i pani magister zdolna jest do wiary? A w gruncie rzeczy na co te recepty? Czy nie jest to świadectwo, że jesteśmy niewolnikami, bezrozumnymi zwierzętami, niezdolnymi do racjonalnych zachowań? Nakupi kilogram i zeżre wszystko od razu.
Na koniec zapytałem panią, czy zgodzi się ze stwierdzeniem, że żyjemy w chorym systemie?
Zgodziła się.
Nie podaję adresu apteki, bo system ją dopadnie.
Zapomniał Ksiądz dodać, że tu Korwin-Mikke też miał rację. Pozdrawiam.
Tak, jak w bardzo wielu kwestiach.
A najbardziej mi się podoba w tej kwestii:
https://youtu.be/9P2QTdS9ItU