Opublikowano 3 komentarze

Kościół to ludzie

Czwartek 25 Tygodnia Zwykłego, I; Ag 1, 1-8; Ps 149, 1b-2. 3-4. 5-6a i 9b; Łk 9, 7-9; Winnica 28 września 2017, Wieczernik Winnicki.

Trwają prace przy naprawie naszego kościoła. Kładziemy nową dachówkę we wnęki okienne i na przypory.

Bądźmy jednak szczerzy, że te prace to kosmetyka, to manicure.

Poważnego remontu wymaga wieża, która się sypie i coraz bardziej przypomina ruinę. Specjalna komisja z Ministerstwa Dziedzictwa Narodowego orzekła, że dachówka na kościele nadaje się tylko do wymiany. Naprawy wymaga kościelny parkan. Odnowić trzeba podłogę w kościele. Sprawić musimy nowe ogrzewanie. Poważnego remontu wymagają organy.

Wydawać by się mogło, że dzisiejsze czytania pięknie pasują do sytuacji, którą przeżywamy: „Wyjdźcie w góry i sprowadźcie drewno, a budujcie ten dom, bym sobie w nim upodobał i doznał czci – mówi Pan.” (Ag 1,8)

Słowo Boże mówi, by tego nie odkładać, by potraktować priorytetowo, na „cito”.

Troska o Dom Boży jest ważna. Cegły, dachówki i deski są ważne. Czy to jednak o to chodzi?

Święty Franciszek miał mistyczne doznanie, w czasie którego usłyszał głos Jezusa: „Franciszku, odbuduj mój Kościół!” To wezwanie odebrał bardzo praktycznie i konkretnie. Wziął się zaraz do odbudowy małego zrujnowanego kościoła San Damiano.

Dobrze, że to zrobił. Kościół służy po dziś dzień klaryskom, ale to nie o to chodziło w wezwaniu: „Franciszku, odbuduj mój Kościół!”

Papież Innocenty III we śnie zobaczył człowieka w łachmanach, który podpierał walącą się w gruzy katedrę św. Jana na Lateranie. Gdy potem zobaczył św. Franciszka rozpoznał w nim człowieka ze snu. Rozpoznał też to, że nie o żadne mury się rozchodzi, ale o żywy Kościół, wspólnotę wierzących, który to Kościół Franciszek mógł uratować i odnowić.

Troszczmy się o naszą świątynię, ale dbajmy nade wszystko o wspólnotę Kościoła, o ludzi, którzy ją tworzą.

To jest najważniejsze zadanie. Na teraz, na „cito”, na „już”.

Usłyszałem kiedyś gorzką wypowiedź księdza, który po upadku Związku Radzieckiego wyjechał na Ukrainę. Po latach mówił mniej więcej tak: „Przyjechaliśmy do spustoszonych kościołów, gdzie na dachach rosły brzozy a mury przeżarte były grzybem. Ile sił, środków, pieniędzy w to wszystko władowaliśmy, żeby doprowadzić wszystko do jakiegoś porządku. W tym samym czasie na Ukrainę przyjeżdżali protestanccy pastorzy. Oni nie obciążali się jakąś budową. Po prostu wynajmowali jakąś salę w miejscowym domu kultury i wszystkie siły, środki i pieniądze ładowali w ludzi. Nie chodziło o to, że kupowali sobie wiernych, ale o to, że ludzie byli dla nich naprawdę ważni. W nich inwestowano czas i wszystkie zasoby – formowano ich. I po latach my mamy piękne świątynie kapiące złotem z odnowionych ołtarzy, które są pustawe. Pastorzy zaś kierują prężnymi i dużymi wspólnotami, które bez problemu budują kościelne budynki.”

Jakiś czas temu byłem w Wilnie. Po szkoleniu dla księży, które prowadziłem, chciano mi pokazać trochę Wilna. Między innymi pojechaliśmy na cmentarz Na Rossie, na grób matki marszałka Piłsudskiego, gdzie jest także serce Piłsudskiego. Tuż obok cmentarza wybudowana jest nowa świątyni. Bardzo przypominająca kościoły budowane na naszych nowych osiedlach. Jest to jeden z nielicznych nowych kościołów wybudowanych w Wilnie. Dodam, że to kościół protestancki.

W jakim stanie jest nasz parafialny Kościół? O murach już mówiliśmy. Chodzi nam o kondycję duchowego Kościoła.

Trzeba na to rzeczowo spojrzeć i ocenić. Czy jest dobrze, czy bardzo dobrze? A może „tak sobie”? A może cienko przędziemy? Może wszystko się wali?

Dokonując oceny dobrze jest zrezygnować z porównywania siebie z innymi. Zawsze bowiem można spotkać kogoś gorszego i podreperować swoje samopoczucie.

Lepiej zestawiać się z wymaganiami Ewangelii.

Jaki jest zatem stan Kościoła w Winnicy?

Przez ostatnie lata nie zdarzył się u nas pogrzeb bez księdza. Bardzo wielu jednak ludzi odchodzi z tego świata bez sakramentów.

Dzieci są chrzczone, choć czasem są na tyle duże, że trzeba je trzymać, by nie uciekły z kościoła. Ekstremalnie jest to ostatni czas przed Pierwszą Komunią. Do Pierwszej Komunii przystępują wszystkie dzieci.

Przy bierzmowaniu nie jest już tak pięknie. Tu trzeba powiedzieć, że prawie wszyscy.

Zawierane są śluby, w pokaźnym procencie po dłuższym lub krótszym konkubinacie. Wiele małżeństw się rozpada – mniej więcej trzecia część. Wielu potem wchodzi w nowe związki cywilne albo związki niesformalizowane.

Na niedzielną Mszę świętą, w taką zwykłą, przeciętną niedzielę, przychodzi co trzeci zobowiązany. Jest mało dzieci – nie dajmy się zwieść, że Msza Św. o 11.00 jest taka liczna. Jeszcze mniej jest młodzieży.

Niepokojąca jest także demograficzna struktura uczęszczających do kościoła. Na dwie kobiety przypada jeden mężczyzna, i to niecały.

Budzimy się około świąt, ale znowu nie pocieszajmy się, że wszyscy wtedy idą do kościoła, do spowiedzi, do komunii św.

Niemal wszyscy przyjmują księdza po kolędzie.

Pozostaje jednak najważniejsze pytanie: Jak wyznawana wiara wpływa na życie wiernych? Czy wiara ma w ogóle jakiś wpływ na codzienność? Na nasze wybory?

Trudno tu o jednoznaczne wskaźniki, ale patrząc na kształt i poziom życia społecznego, nasze podziały i kłótnie, nasze przywary i nałogi, trudno oprzeć się smutnym nastrojom.

Warto także zadać sobie pytanie o trendy, w jakim kierunku to wszystko będzie iść, rozwijać się. A może zwijać?

Być może pójdziemy tropem litewskim, w doświadczeniu dużych miast? W Wilnie spotkałem młodego księdza, który pracował na parafii, która liczyła ponad 100.000 wiernych.

Jednak w niedzielę do kościoła przychodziło ok. 1-2% zobowiązanych, co dawało liczbę wiernych, którzy przewijali się przez niedzielne Msze Święte, na poziomie naszej parafii.

Za to gdy przychodziła Niedziela Palmowa, święta, kościół nie mieścił wiernych.

Gdy wierny przypomina sobie o Bogu tylko w niedzielę to już jest źle. Kiedy przypomina sobie tylko na Wielkanoc to już jest tragicznie. Mamy wtedy dowód, że wiara staje się tylko tradycją, kultywuje się pewne zwyczaje, wiara jest tylko elementem kultury.

I co najgorsze – przestaje wpływać na życie.

Będzie to duże obciążenie dla Kościoła, bo z jednej strony ludzi ci ciągle będą czegoś chcieli – ochrzcij, pochowaj. Z drugiej zaś strony będą doskonale głusi na przepowiadanie, na głoszoną Ewangelię. Będą uważać, że generalnie są w porządku, że niczego im nie potrzeba i „czego ten ksiądz się czepia?” Będą zaimpregnowani na nawrócenie.

Zabrzmi to może strasznie, ale lepiej gdyby ci ludzie odeszli z Kościoła. W takiej pozycji łatwiej byłoby ich pozyskać, niż sytuacji, gdy oni są dalej w Kościele, „na niby”.

I pozostanie w Kościele reszta.

Nie będzie liczna, ale żywa, zdrowa i wiecznie zielona, bo wszczepiona w korzeń Jezusa.

Tam wiara nie będzie tradycją, ale wyborem. Nie będzie wspomnieniem w niedziele czy święta, ale żywa każdego dnia.

Nie oderwana od życia, ale istotnie to życie kształtująca.

Wiara karmiąca się i kształtująca przez żywy kontakt ze Słowem Bożym, przez osobistą modlitwę, przez życie sakramentalne.

Dlaczego o tym mówię?

Dlatego, że stoisz na rozstajnych drogach. Stoisz przed wyborem, czy pójdziesz ze swoją wiarą w kierunku pielęgnowania folkloru i tradycji. Czy też w kierunku żywej wiary? Ja mam nadzieję, że wybierzesz to drugie.

By jednak tak się stało powinieneś w sobie usłyszeć, jak Bóg woła cię po imieniu i wzywa do odbudowy Kościoła.

A Kościół to ludzie, Kościół to ty.

Poczuj pragnienie, by odbudowywać Kościół w sobie. Od siebie trzeba zacząć. Potem zaś najbliżsi.

W tych dniach proszę o spotkania rodziców dzieci pierwszokomunijnych. Proszę o to, by móc im powiedzieć w oczy, że nie przygotuję ich dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Proszę, by robili to sami, bo tylko oni mogą to zrobić. Oni mają moc zbudowania w dziecku Kościoła. A budując w dziecku, odbudowywać czy wzmacniać będą swój wewnętrzny Kościół.

Potem przyjdzie czas na innych, na sąsiadów, na parafię. Przekazywana wiara pomnaża się. Ten, który daje świadectwo wzmacnia się. Tak to działa.

Budujmy Kościół. W sobie i innych. Kościół, w którym Bóg znajdzie swoje upodobanie.

Wpisz swój komentarz. Dla mnie jest to dowód, że ogląda to ktoś żywy.

3 komentarze do “Kościół to ludzie

  1. Na ten temat rozmawiam nieraz z kapłanami i jestem przekonany że ???????????????nie wiedzą ,że ich kazania są przyjmowane jako tło historyczne!!!!!!!!!!!!!!!
    Słyszałem o nowej ewangelizacji. Na czym -ma polegać???????????
    Dzięki Bogu że nie jestem kapłanem, bo umarłbym ze strachu przed odpowiedzialnością……

  2. SZCZĘŚĆ BOŻE,
    Ja wiem, ze nie jest łatwo, jeśli chodzi o Kościół, ale myślę, że trzeba chwalić się takimi KATOLIKAMI, i takimi PARAFIAMI, żeby protestantom oko zbielało. A przecież takich u nas też nie brakuje, tylko jakoś nie widać, nie słychać….

  3. Gdy bardzo coś chcemy osiągnąć, przecież dobrego, potrzebnego, to owoce są często ukryte. Abyśmy nie byli wielcy. Abyśmy ciągle od siebie dużo wymagali i ufali. I abyśmy ciągle i głośno „skiełczeli” i wyciągali puste ręce. Wtedy dobry Bóg się ulituje, bo przecież On jest Miłością i Miłosierdziem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *