Opublikowano 7 komentarzy

Zadawał pytania

Święto świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa; (1 Sm 1, 20-22. 24-28); (Ps 84 (83), 2-3. 5-6. 9-10); (1 J 3, 1-2. 21-24); (Dz 16, 14b); (Łk 2, 41-52); Winnica 30 grudnia 2018.

Nagranie dostępne w wersji mp3:

Bezpośredni link do pobrania tutaj:

Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że teksty biblijne ciągle są żywe i ciągle przemawiają. Nawet gdy wydaje się, że jakiś tekst doskonale już znamy, to może on nas zaskoczyć nowością.

A jeśli nawet nie nowością, to przez nowe czasy, konteksty i sytuacje, jakiś fragment może szczególnie ożyć.

Tak jest i dzisiaj, gdyż czytam doskonale znaną i tyle razy powtarzaną, choćby w tajemnicach różańca, scenę odnalezienia Jezusa w świątyni.

Czytamy tam: „Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go [Jezusa] w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania.” (Łk 2,46)

Właśnie: „zadawał pytania”. Na tym chciałbym oprzeć dzisiejsze kazanie.

Kto zadaje pytania? Oczywiście, że dzieci zadają pytania. Od kiedy zaczynają mówić pytają zawsze i o wszystko. Aż do znużenia i zmęczenia starszych. A dlaczego, a po co, a jak?

Jezus także był dzieckiem. Widzimy go jako dwunastolatka, który zadaje pytania.

I każdy z nas, mówię teraz do starszych, także był dzieckiem. Był dzieckiem i zadawał pytania.

I wiecie co? Dzieje się rzecz straszna. Ta rzecz straszna dotyka bardzo wielu ludzi. Ta rzecz może, niech cię Bóg zachowa, dotyka też ciebie.

Na czym polega ta straszna rzecz? Otóż na tym, że dziecko kiedyś przestaje być dzieckiem i… przestaje zadawać pytania.

Jest to rzecz straszna, bo zadawanie pytań to nie powinna być domena tylko dziecka, ale każdego w ogóle człowieka, od chwili, gdy zaczyna myśleć, do śmierci.

Zadawanie pytań to cecha myślenia, cecha mądrego i racjonalnego podchodzenia do życia i do wszystkiego, co się nam w tym życiu zdarza.

Gdy przestajemy pytać, grozi nam bezmyślność.

Zobaczcie co się z nami dzieje. Czy chcemy czy nie chcemy siedzimy między wielu nauczycielami i przysłuchujemy się im. Trudno w dzisiejszym świecie uciec od opinii takiej gazety, innej gazety, jednego kanału telewizyjnego, drugiego, trzeciego, dziesiątego, takiego portalu internetowego, innego.

Nie problem w wielości komunikatów. Prawdziwe nieszczęście byłoby, gdyby była jedna telewizja, jedno radio, jedna gazeta, jeden naród i jeden wódz.

Problem leży w bierności. W zbyt łatwym „łykaniu” tego co ci różni nauczyciele nam mówią.

Więc nie przestawaj zadawać pytań. Gdy zaczniesz zadawać pytania zauważysz, że niejeden nauczyciel zacznie się jąkać.

Gdy będziesz pytał może okazać się, że usłyszane odpowiedzi nie będą cię satysfakcjonować.

Tak czy inaczej, przy pomocy pytań dochodzisz do prawdy. Do prawdy o świecie, do prawdy o ludziach, którzy cię otaczają, prawdy o politykach, wreszcie do prawdy o sobie. I prawdy o Bogu.

Na tej ostatniej prawdzie chciałbym się zatrzymać.

Dwa tygodnie temu wygłosiłem kazanie: „Kościół, który straci wiele”. Tak naprawdę, to nie było moje kazanie. Przedstawiłem po prostu myśl ks. Ratzingera sprzed pół wieku, w której prorokował wizję Kościoła, jako małych, ubogich i zdałoby się nic nie znaczących grupek chrześcijan spotykających się po domach.

Dla niektórych z was brzmiało to bardzo pesymistycznie i smutno. Niektórzy, przy opłatkowych spotkaniach, życzyli, by nigdy się tak nie stało.

Czy jednak rzeczywiście mamy się smucić tego i obawiać?

Z pewnością żyjemy w czasach przełomów. Nie sposób zaprzeczyć, że powoli, ale stale ubywa ludzi w kościele, że społeczeństwo się laicyzuje, że na naszych oczach dzieją się rzeczy, o których pół wieku temu nikt by nawet nie pomyślał.

Czy jednak mamy się tego bać?

Przed rokiem zmarł pewien socjolog religii Peter Berger. Szukał w swojej pracy naukowej odpowiedzi na pytanie, jaki jest mechanizm tych wszystkich przemian, których istnienia nie sposób negować.

Bergerowi zawdzięczamy dwie kategorie socjologiczne, które, wydaje się, dobrze tłumaczą, o co chodzi w tym zmieniającym się świecie.

Proszę się nie bać, że to kazanie przejdzie w wykład socjologiczny. To co powiem okaże się zadziwiająco bliskie Ewangelii.

Otóż Berger twierdził, że ludzkość przechodzi przemianę od społeczeństwa losu, do społeczeństwa wyboru.

Społeczeństwo losu to było życie określane przez zewnętrzne okoliczności. Mówiąc prosto – jak ktoś urodził się w Skarżycach czy na Mieszkach, to tam żył i pracował, i tam umierał. Jak urodził się rolnikiem, to umierał rolnikiem. Owszem były jakieś wyjątki. Ten tam został duchownym, innego wypatrzył dziedzic i posłał do szkół. Były to jednak wyjątki.

I nie chodziło tu o zawężony krąg możliwości. Chodziło raczej o to co było w głowie, w której najczęściej nie rodził się nawet cień myśli o tym, że można coś zrobić inaczej.

Rzutowało to też na sposób przeżywania wiary. Nie dyskutowało się z tym co było. Był ksiądz, była niedziela, była Msza Święta, była spowiedź, był odpust. Rodzice kazali, ksiądz kazał. Lud walił do kościoła.

I nikt nawet nie pomyślał, że można być ateistą.

Ale nie cieszmy się zbyt szybko. Ten sam człowiek nie pomyślał także DLACZEGO idzie do tego kościoła? DLACZEGO ma się modlić? DLACZEGO ma żyć według dziesięciu przykazań?

Ot, taki los, urodził się człowiek jako chrześcijanin, to i tak trzeba po chrześcijańsku umrzeć, bez wchodzenia w jakiekolwiek myślenie i podejmowanie osobistych decyzji.

Społeczeństwo wyboru staje się inne. Wybór oznacza decyzję. Decyzja jest zawsze osobista.

Już nie traktuje się wszystkiego jako oczywistość. Urodziłem się na roli, ale może pójdę do miasta. Może wyjadę do Ameryki? Może się ożenię, a może nie warto? Mam iść do kościoła? A dlaczego? Ksiądz mówi z ambony a w głowie pojawia się myśl, a jakim prawem on mnie naucza?

Pytania, pytania, pytania. I odpowiedzi. Nie zawsze najmądrzejsze, ale zawsze osobiste, zawsze własne.

Z sentymentem może wspominamy jak winnicki kościół był nabity ludźmi, ale tak naprawdę czego żałujemy? Doskonale przecież wiemy, że wielu z nich przychodziło tylko z tego powodu, że „tak trzeba”, że „chodzi się do kościoła”, że „ojciec i matka kazali”, że strach przed proboszczem.

Jaką to miało wartość? Jeśli w ogóle jakąś, to niewielką.

Wielu dzisiaj odchodzi, by wybrało inny styl życia. Odkryło i przekonało się, że Pan Bóg i kościół jest im do niczego niepotrzebny.

Warto się zastanowić co dzisiaj Kościół traci? Traci wiernych, czy też traci po prostu złudzenia? Może traci wiernych, którzy tak naprawdę nigdy nie wierzyli?

Czy można żałować utraty złudzeń?

Chyba nie warto.

Przechodzenie od społeczeństwa losu do społeczeństwa wyboru to długi proces. Jednak nie powinniśmy się go obawiać.

Nie bójmy się go, bo wiara w ostatecznym rachunku właśnie nie jest losem, ale jest wyborem Jezusa, jest decyzją, by z Bogiem przeżyć swoje życie, jest powiedzeniem Bogu swojego świadomego „TAK”!

Nie bójmy się społeczeństwa wyboru. Może nawet warto przyspieszyć ten proces.

Zobaczmy, że jest on bardzo ewangeliczny, bardzo biblijny.

Gdy Jozue wprowadził Izraela do Ziemi Obiecanej to na koniec wołał: „Rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie, czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki, czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście. Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu.” (Joz 24,15)

Jezus pytał apostołów: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mt 16,15b) „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6,67b)

Jezus mówi do nas wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23)

Zawsze „jeśli chcesz”. Nigdy „musisz”. Zawsze wybór, nigdy los i przymus.

Z niewolnika nie ma pracownika. A co dopiero ucznia Jezusa. Bóg nie chce mieć niewolników ale synów. A synem się stajesz jak wybierasz sobie ojca.

Czeka nas nieunikniony proces. Coraz więcej ludzi będzie odchodziło, ale i coraz więcej będzie w kościele ludzi świadomych i zaangażowanych.

Ilustracja z naszego podwórka. Dawniej przy kolędzie składano księdzu ofiarę. Mniejszą czy większą, ale każdy coś tam składał. Gdy od dwóch lat nie przyjmujemy żadnych ofiar, to gdy znika presja obecności księdza, to ofiarę kolędową, anonimowo, złoży już nie 100 procent, ale 60 procent. A najciekawsze jest to, że ta cząstka złoży niemal tyle samo co wcześniej wszyscy.

Tak, być może kiedyś przyjdzie wyprowadzić się z tego kościoła, bo będzie za duży i nieprzydatny. Pozostanie pomnikiem naszych złudzeń. A sami pomieścimy się w kaplicy na cmentarzu, czy przeprosimy się z kaplicą w Golądkowie.

I niech jak najszybciej stanie się to, co się ma stać. Niech ludzie dokonają wyboru a potem niech się tego wyboru trzymają. Chcesz odejść, to odejdź. Chcesz zostać, to zostań. Tak czy siak, ale prawdziwie, uczciwie i z całą konsekwencją.

Dwunastoletni Jezus zadawał pytania. Ty też je zadawaj. Te najważniejsze. Wierzysz czy nie wierzysz? Ma to wszystko sens, czy nie ma? Warto żyć Ewangelią, czy jest to czysta głupota? Modlitwa ma wartość czy jest absolutną stratą czasu? Jest ci ten kościół do czegoś potrzebny, czy jest ci zbędny. Chcesz go utrzymywać czy uznajesz to za wyrzucanie pieniędzy?

Zadawaj te pytania i szukaj odpowiedzi. Jak znajdziesz to idź za nią. Uczciwie i do końca.

Jeśli CHCESZ iść za Jezusem, to idź, jeśli czujesz, że musisz, to daj sobie spokój.

Jeśli pójdziesz za Jezusem, to chcę cię z miejsca przestrzec przed dwiema rzeczami. Przestrzegam cię przed poczuciem wyższości wobec tych, którzy sobie pójdą. Niech nigdy nie będzie w nas pychy, przeciwnie, niech ciągle będzie poczucie, że jesteśmy biednymi grzesznikami, nad którymi Bóg w niewytłumaczalny sposób rozciągnął swoje miłosierdzie.

Druga rzecz wiąże się z pierwszą. Przestrzegam przed zamknięciem. Czasem taka mała grupka może przeżywać komfort izolacji. Niech tam świat idzie do diabła a my tu sobie w naszym kościółku zapalimy naszą świeczuszkę dla Jezuska i będzie nam tak dobrze, miło i sympatycznie.

Niech nas Bóg broni. Jeśli ludzie odejdą, to odejdą, ale nigdy nie możemy powiedzieć, że nas nie obchodzą. Zawsze powinniśmy ich kochać, być za nich odpowiedzialni a swoim słowem i przykładem przyprowadzać do Jezusa.

Jeśli powiesz, że nie obchodzi cię świat, który ginie bez Boga, to sam zginiesz i zgnijesz z tym światem. Nie ma innej opcji.

Zadawaj pytania. Przede wszystkim sobie.

Dlaczego przyszedłeś dzisiaj do Kościoła? Kto lub co cię do tego skłoniło?

Jakie są twoje intencje i postanowienia? Wybierasz życie z Bogiem czy bez Boga?

Wrócisz tu jeszcze, czy więcej twoja noga nie przekroczy progu tego kościoła?

Zadawaj pytania. Szukaj odpowiedzi i podejmuj decyzje.

Przeczytałeś? Skomentuj!

7 komentarzy do “Zadawał pytania

  1. Dziękuję bardzo, za to wyjatkowe kazanie .
    Ono pomaga mi zrozumieć , to co nazywamy, odchodzeniem od kościoła.
    Na pewno z jednej strony, takie zmiany jak puste kościoły , wprawiają wiernych w smutek.
    Dziękuję bardzo za wyjaśnienie, jaka jest naprawdę: wartościowa i pozytywna strona, tego co się w naszych czasach dzieje. Módlmy się , aby prawdziwa wiara rosła w nas , abyśmy zostali skromnymi wierzącymi i dziękujmy Jesusowi, że tyle nam podarował i możemy tą wiarą nadal się dzielić . Np. błogosławiąc sąsiadów, rodziny znajomych ,modlić się o nich , przebaczać , Wszystko w imieniu Jezusa…. Pytajmy o wszystko pana Boga, jest najlepszym doradcą, którego znam…
    Dziękuję bardzo , za Wartościowe wyjaśnienie , czym jest wiara .

  2. Bardzo mądre kazanie. Ogromnie mnie wspierające i dodające odwagi. Wybór jest ważny. Kiedyś ktoś powiedział, że “każdy przymus jest formą przemocy”. Coś w tym jest. Osobista decyzja, osobisty wybór jest konieczny i świadczy o braniu odpowiedzialności za siebie i innych. Życzmy sobie dobrych wyborów.

  3. Bardzo, bardzo dziękuje !

    Brakuje mi odważnych kazań.
    Zauważam u ludzi nawyki i przyzwyczajenia – klepią sie kiedy nie trzeba i pare razy się żegnają , to tylko przykłady.
    A może tak przypomnieć -co się dzieje podczas mszy ?
    A może zamiast kazania – odpowiedz sobie w sumieniu co w ubiegłym tygodniu dobrego zrobiłeś ?
    i 10 minut zadumy !

  4. Dziekuje za to kazanie.Dalo mi duzo do myslenia.Teraz bede patrzec zupelnie inaczej na odejscie od kosciola mojej corki.Bylo mi ciezko o trudno sie z tym pogodzic.Ze swej strony czynilam tez delikatne ale niestety nie skuteczne naciski.W koncu pozostala mi modlitwa poniewaz jej stanowisko to jej wybór.

  5. Zgadzam się z tym, co Ksiądz napisał. Myślę, że warto zadawać kolejne pytania. Czy my sami nie mamy sobie nic do wyrzucenia? Co warto ulepszyć w naszym życiu, w duszpasterstwie, aby prowadzić ludzi do wiary rzeczywistej, pogłębionej osobowej relacji z Bogiem? Jestem przekonany, że jest mnóstwo do ulepszenia. A Pan Bóg nas rozliczy także z naszych zaniedbań. Jak wygląda w parafiach formacja dorosłych, formacja biblijna, duchowa, ludzka, apostolska?

  6. Dziekuje za to kazanie. Gdzies pod skora czulam ze tak wlasnie jest. Jak przyjechalam do Australii 30 lat temu to zobaczylam ze to nieprawda ze bez Boga nie mozna zyc. To piekne ze Bog daje nam wybor, ja dokonalam swiadomego wyboru ze chcem aby Bog byl ze mna.

  7. Jestem dokładnie tego samego zdania. Nie ilość A jakość jest ważna. Trzeba takich kazań w naszych kościółach bo naprawdę większość to przypadki opisane w tym kazaniu: tak trzeba, taki obowiązek, tradycja itd. Większość niema pojęcia w co wierzy – szczególnie jest to dostrzegalne w małych parafiach jak moja. W moim przypadku zrodziło to bunt i odwrócenie od “takiego” kościoła. Zadawanie pytań pozwoliło wrócić już bardziej świadomie. Szkoda że niektórzy księża nie rozumieją że mniej nie znaczy gorzej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *