Wj 17,3-7; Ps 95,1-2.6-9; Rz 5,1-2.5-8; J 4,42.15; J 4,5-42. Mława, 24 II 2008.
Pierwsze czytanie to opis buntu na pustyni. Wyprowadzony z Egiptu lud zaczyna szemrać przeciwko Mojżeszowi i przeciwko Bogu. Jest to oczywiście zło i grzech, ale… pozostaje w tym odrobina nadziei. Izraelici bowiem mieli… pragnienie, czegoś chcieli…, czegoś potrzebowali. A to… OTWIERA!
Najgorzej gdy człowiek już niczego nie chce, niczego nie pragnie, nie ma żadnych celów i aspiracji. Dobrze mu jest „tak jak jest” – nie pragnie w życiu żadnej zmiany. Więcej – boi się jakiejkolwiek zmiany, choćby trwanie w miejscu oznaczało duchową śmierć. A to… ZAMYKA! Jest to największa przeszkoda w jego kontakcie z Bogiem.
Bunt i pretensje do Boga to, choć to paradoksalne, są jakąś relacją z Bogiem. Najgorsza jest obojętność, bo tu relacji nie ma już żadnej. Nawet Bóg na to nie ma recepty.
Chciałbym byśmy to zrozumieli rozważając historię spotkania Jezusa i Samarytanki.
Spójrzmy jak Jezus pokonuje kolejno liczne przeszkody, by dotrzeć do serca kobiety.
Pierwszą przeszkodą były konwenanse kulturowo-społeczne. W tamtych czasach po prostu nie wypadało, by w publicznym miejscu, można było „ot tak” nawiązać rozmowę między mężczyzną i kobietą. Było to niedopuszczalne.
Jezus liczy się z kulturą i tradycją swoich czasów, ale nie wtedy, gdy w grę wchodzić może zaniedbanie troski o dobro człowieka. Wie, że kobieta potrzebuje go, więc nie zważa na żadne konwenanse.
Inną przeszkodą są różnice narodowościowe – we wszystkich czasach były stereotypy, które prowadziły do niechęci, nienawiści, omijania się z daleka, a czasami prowadzące do zbliżenia – ale takiego, w którym podrzyna się komuś gardło. Jesteś gorszy, bo jesteś Samarytaninem, Serbem, Albańczykiem, Niemcem, Rosjaninem, Czeczeńcem.
Dla Jezusa to żadna przeszkoda. To nic, że kobieta pochodzi z wrogiego Żydom narodu. Potrzebuje go – to jest najważniejsze.
Kolejna przeszkoda to różnica religii. Jeszcze więcej w historii świata przelano krwi z powodu tych różnic, niż z powodu różnic narodowościowych. Jednak i ta przeszkoda dla Jezusa nie istnieje.
To nic, że kobieta, jak wszyscy Samarytanie ma w pogardzie jerozolimską świątynię. To nic, że Samarytanka nie uznaje tak ulubionego przez Jezusa proroka Izajasza. Jezus wie, że jest potrzebny kobiecie i to jest dla Niego najważniejsze – nic innego się nie liczy.
Nie liczy się też przeszkoda związana z moralnością. Oto wcielony Syn Boży, święty Bóg, bezgrzeszny człowiek i ta co miała pięciu mężów (to akurat nie jest grzech) a tego, którego ma teraz nie jest jej mężem.
Jezus nie zaprzecza temu grzechowi, przeciwnie – sam o nim mówi, ale nie powoduje to w Nim pogardy, niechęci, odrzucenia. Wręcz przeciwnie – przez to, że słaba, najbardziej potrzebuje zbawienia.
I tego zbawienia doświadcza: „Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?” (J4,29)
Wszystko skończyło się tak pięknie. Jezus pokonał tyle przeszkód, zdobył wiarę tej kobiety.
Jest jednak jedno „ale”. Udało się to Jezusowi dlatego, ze kobieta miała w sobie pragnienie, czuła duchowy niepokój, czegoś chciała, czegoś poszukiwała. Miała otwarte serce.
Bóg w poszukiwaniu człowieka pokonać może wiele przeszkód – i ludzka słabość nie jest przeszkodą, i ludzka głupota, i ludzki grzech Boga nie zatrzyma.
Zatrzyma go… obojętność, odrzucenie, pogarda. Gdy człowiek mówi Bogu „nie”, to Bóg… staje przed człowiekiem bezradny. Bóg chce zdobyć ludzką miłość, a tej miłości nie można zdobyć siłą.
Święty Paweł (drugie czytanie) pisze o miłości, która rozlana jest w sercach naszych. (por. Rz 5,5)
Czy otwieramy swoje serca na Boga? Czy autentycznie Go pragniemy, czekamy na Niego, wołamy Go? Czy chcemy w swoim życiu zmiany? Czy jest w nas pragnienie spraw duchowych?
Nasze serce tu punkt spotkania z Bogiem. Jest w nim pragnienie? To spotykamy się z Nim. Pragnienie zanika? Odpadamy.
Dlatego Bóg tak bardzo się troszczy i niepokoi o nasze serca: „Niech NIE TWARDNIEJĄ WASZE SERCA jak w Meriba, jak na pustyni w dniu Massa.”
Najgorzej gdy człowiek już niczego nie chce, niczego nie pragnie, nie ma żadnych celów i aspiracji. Dobrze mu jest „tak jak jest” – nie pragnie w życiu żadnej zmiany. Więcej – boi się jakiejkolwiek zmiany, choćby trwanie w miejscu oznaczało duchową śmierć. Jest to największa przeszkoda w jego kontakcie z Bogiem.