Opublikowano 3 komentarze

Proboszcz Winnicy #5

Dwie prawdy istotne w przygotowaniu dziecka do Pierwszej Komunii

Chciałbym przedstawić dwie istotne prawdy dotyczące przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii. Chodzi tu o spojrzenie od strony księdza, który odpowiedzialny jest za to przygotowanie w parafii.

Pierwsza rzecz. Do Komunii Świętej przygotowują dziecko rodzice. To nie jest postulat tylko opis rzeczywistości. Wszędzie i zawsze przygotowują rodzice. Jakiemuś księdzu może się wydawać, że to on przygotowuje, ale rzeczywistość jest inna, przygotowują rodzice.

Z tym tylko, że rodzice mogą mieć i mają różną koncepcję Komunii. Idąc po skrajnościach możemy powiedzieć, że jedni będą mówić dziecku, że będzie to bardzo ważny moment ich spotkania z Jezusem. Drudzy będą przekonywać swoje dziecko, że będzie to ważna chwila rodzinnego spotkania, prezenty i pieniądze.

Rodzice przygotowują dziecko do Komunii, tak jak tę Komunię rozumieją. Z tej racji, że mają dla dziecka największy autorytet, ich głos będzie decydujący.

Z tego wynika dla proboszcza prosty, ale istotny wniosek. Nie da rady przygotować dziecka samemu, ponad rodzicami, obok rodziców, wbrew rodzicom. Wszystko co powie ksiądz może być z łatwością unieważnione przez rodziców. Dziecko może co najwyżej nauczyć się wtedy hipokryzji.

Jedyne sensowne rozwiązanie to próba wpłynięcia na rodziców. Jeśli są to rodzice wierzący to wsparcie ich wysiłków, ośmielenie ich. Jeśli są to rodzice na różnych stopniach pogubienia to próba korekty ich kursu. Próba jakiejś zmiany w ich rozumieniu Komunii, dodania czego pozytywnego. Innej sensownej drogi nie ma.

Druga rzecz dotyczy w zasadzie tego samego, ale będzie powiedziana inaczej. Wydaje się niektórym, że przygotowanie dzieci to suma wysiłków rodziców, katechetów i księży. Podkreślam suma.

W takiej koncepcji istnieje mozliwość, że jak jeden mało usypie albo wcale, to drugi może nadrobić. Jest to logiczne, ale opiera się na błędnej przesłance.

Przygotowanie dziecka do Pierwszej Komunii to nie jest suma, ale iloczyn. Jeśli jakiś czynnik równy jest zero, to iloczyn będzie miał zero. Wyjdzie zero choćby inne czynniki szły w miliony. A pomyślcie co będzie, gdy jakiś czynnik będzie ujemny? Pierwsza Komunia stanie się wspomnianą szkołą hipokryzji.

Jaki stąd wniosek? Powtórzę co już powiedziałem. Tym razem kierując się wprost do proboszczów. Nie dasz rady przygotować dziecka samemu, ponad rodzicami, obok rodziców, wbrew rodzicom. Wszystko co powiesz może być z łatwością unieważnione przez rodziców. Jedyny sensowny kierunek to twoja próba wpłynięcia na rodziców. Jeśli są to rodzice wierzący to wspieraj ich wysiłki, ośmielaj ich. Jeśli są to rodzice pogubieni to spróbuj dokonać korekty ich kursu. Spróbuj dokonać jakiejś zmiany w ich rozumieniu Komunii, spróbuj dodać coś pozytywnego. Innej sensownej drogi nie ma.

Warto pamiętać o tych zasadach i o wniosku z nich płynącym.


Przeczytałeś? Skomentuj, dopowiedz, zapytaj. Dopowiadam i odpowiadam, ale nie toczę polemik w komentarzach.

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski
Fundacja Nasza WInnica
Od Litery Do Wiary. Rzeczy Dobrze Pomyślane.

Pomagam księżom w ich pracy parafialnej,
przez dostarczanie publikacji, książek i pomysłów duszpasterskich,
ponieważ wierzę, że może to zmienić oblicze Kościoła.

3 komentarze do “Proboszcz Winnicy #5

  1. „Nie suma – ale iloczyn”
    dość trafne, obrazowe.
    Warto pomyśleć nad tym… dzięki.

  2. Szczęść Boże!
    Zgadzam się, że to rodzice mają większy wpływ na dzieci, niż księża, chociaż tłumaczyłabym to trochę inną ścieżką – wiadomo, że rodzice mają naturalny autorytet większy od osób nazwijmy to postronnych, bo po prostu są bliżej dziecka, są spokrewnieni, dziecko całkowicie od nich zależy i to od nich uczy się żyć, i to jest naturalna, biologiczna więź, zasada funkcjonowania, coś, co dotyczy nawet większości zwierząt. To po pierwsze, a po drugie – podobnie jak z nauką języka obcego (ale chyba dotyczy to nauki innych rzeczy też), większe efekty osiąga się w nauce np. języka, jeżeli pojedzie się do danego kraju, gdzie ten język jest używany, i jest się tam otoczonym tym językiem z każdej strony, a inaczej, gdy ktoś uczy się w Polsce, gdzie ma 4 godziny lekcyjne (45-minutowe) na tydzień – 2 spotkania po 1,5 godziny zegarowe – to wtedy wiadomo, kiedy nauka jest skuteczniejsza. To się nazywa „total immersion” – „całkowite zanurzenie” – w tym przypadku w języku, czy kulturze. I tu widać wyraźnie, że ta zasada „total immersion” – „całkowitego zanurzenia” sprawdza się w przypadku wiary. A dziecko na pewno jest całkowicie zanurzone w swoim środowisku rodzinnym, a na religię i na nabożeństwa uczęszcza parę/kilka razy w tygodniu. Stąd jasno i prosto wynika, co jest skuteczniejsze. Czyli dwa aspekty – 1. bliskość oraz 2. czas oddziaływania 🙂 Oczywiście podstawowa kwestia, czy przekaz jest ten sam, czy odmienny w obu miejscach. W ogóle zastanawiam się, dlaczego ludzie teraz (w Polsce) odchodzą od wiary. Za PRL-u żyło się trudniej, więc działała zasada „jak trwoga to do Boga”, Kościół dawał przestrzeń wolności do wypowiedzi, działań – też tych artystycznych i społecznych – ważna była współpraca, synergia, tworzyły się więzi. Natomiast teraz – gdy Polsce jest kapitalizm, działa się na zasadzie rywalizacji, poza tym w naszym Kraju rynek i regulacje oraz relacje społeczne działają tak, że jak jeden oszukuje i ma przez to niskie ceny, to reszta jakby chciała żyć uczciwie, to pójdzie z torbami – czy ktoś taki będzie chciał chodzić do spowiedzi? Kogo stać na taki heroizm? Człowiek ma jedno serce, za jedną sferą idą inne. Poza tym ten przepływ informacji – to już kiedyś bp E. Dajczak mówił na sławetnym spotkaniu dla księży w Łodzi – ten materiał został zamieszczony w internecie. Stąd to znam. Paradoksalnie, nowe techniki informacyjne osłabiają więzi międzyludzkie (siedzi się całymi dniami w internecie, albo w telewizorze, albo w telefonie, nawet pary zakochanych siedzą obok siebie i wysyłają sobie wiadomości, proszę spojrzeć w tramwajach – prawie wszyscy z nosami w telefonie). Tymczasem sama wiara, a więc i jej przekaz to rzeczy niezwykle intymne, i to działa w relacji „face to face” – a to zanika, i to jest chyba też przyczyna, że chrześcijaństwo traci popularność. Mówi się i pisze, że tam, gdzie żyje się łatwo, to wiara zanika. Z jednej strony to chyba działa ta zasada „jak trwoga to do Boga”, a z drugiej strony, trudna sytuacja zmusza ludzi do budowania więzi, do działania wspólnego, do synergii, a jak jest łatwiej, to włącza się rywalizacja, bo ludzie się boją, że nie starczy dla wszystkich. Podobno nasza Ziemia ma tyle zasobów, że starczyłoby dla wszystkich, a widzimy wszyscy, jak jest. Ach, rozpisałam się. Nie wiem, czy mam rację, ale takie myśli mnie nachodzą czasem na te tematy. Serdecznie pozdrawiam Księdza oraz Księdza słuchaczy i czytelników ! Życzę owocnego działania na rzecz ewangelizacji !

  3. Szczęść Boże. Dziękuję za wszystko co ksiądz proboszcz robi,mówi, wydaje .Dobra Robota.Nadal ubolewam, że Dobra Nowina tylko do Zmartwychwstania. Mam nieustanną nadzieję na ciąg dalszy
    Pozdrawiam serdecznie
    Emilia Forysiak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *